Nie chcę oceniać, by nie wpływać na odbiór widzów i jurorów. Mogę jednak powiedzieć o filmie, który zrobił na mnie osobiście duże wrażenie. W „Piątym niebie" trzynastoletnia dziewczynka trafia po II wojnie światowej do palestyńskiego sierocińca. Reżyserka Dina Zvi Riklis pokazuje historię od innej, nieznanej szeroko strony.
W Żydowskich Motywach bardzo ciekawe są zwykle dokumenty...
Mam nadzieję, że tak będzie i teraz. Mamy w tym gatunku kilka nurtów. Pierwszy to filmy o znanych postaciach pochodzenia żydowskiego, głównie o muzykach. Takie jak np. „The Socalled Movie" Garry'ego Beitela o kanadyjskim raperze i klezmerze Joshu Dolginie – dokument o ciekawej formie, portretujący bohatera w bardzo intymny sposób. Drugi nurt to wciąż jeszcze powstające zapisy Holokaustu. Reżyserzy starają się zarejestrować rozmowy z ostatnimi żyjącymi świadkami tamtego czasu. Starzy ludzie wyłuskują z pamięci swoje historie, a daleka perspektywa sprawia, że mają one często zupełnie inną barwę niż to, co widzieliśmy dotychczas. Szczególnie zainteresowały mnie tu dwie polskie produkcje: „Rachunek szczęścia" Ireneusza Dobrowolskiego i „Między kroplami deszczu" Kuby Karysia, choć w tym ostatnim jest, jak dla mnie, trochę za dużo inscenizacji. Zdarzają się też tutaj ciekawe znaleziska, jak np. dokument o ojcu Anny Frank, który uratował się z Auschwitz. I wreszcie trzeci nurt: dokumenty izraelskie dotykające bardzo bolesnych problemów współczesnej geopolityki, opowiadające o osadnikach w rejonach okupowanych czy o relacjach żydowsko-arabskich. Te filmy są zwykle ogromnie emocjonalne. Pokazują przekleństwo tej ziemi, na której ludzie nie mogą spokojnie żyć. Czasem nawet nie są specjalnie nowatorskie warsztatowo, ale z punktu poznawczego mają swoją wartość.
Gdyby miała pani komuś zarekomendować Żydowskie Motywy, co by pani powiedziała?
Przyjdź, obejrzyj te filmy, bo dzięki nim zrozumiesz, czym jest pierwiastek żydowski w naszej kulturze i w naszym rozumieniu świata. Poznasz świat, który być może jest ci nieznany.