Turyści, którzy chcą posmakować wielkiej sportowej przygody, a nie lubią tłumów, powinni się wybrać na północ Anglii. I tak np. w Birmingham, drugim co do liczby ludności mieście kraju, zamieszkają i będą trenować dwie lekkoatletyczne potęgi – drużyny biegaczy z USA i Jamajki. Na treningach zobaczyć będzie można takie sławy jak np. były rekordzista świata w biegu na 100 metrów Asafa Powell. I choć ściganie się z jednym z najszybszych ludzi na Ziemi nie będzie możliwe, to nawet podpatrzenie sposobu treningu, a później wdrożenie go w życie, może poprawić nasze wyniki w bieganiu.
Nie samym sportem człowiek żyje, nawet podczas olimpiady. W Birmingham koniecznie trzeba obejrzeć miejscowe kanały. Jest ich więcej niż w samej Wenecji, a atmosfera na ich brzegach bywa równie magiczna jak we Włoszech. Spacerując nad wodą, warto zatrzymać się w Cadbury's World – muzeum czekolady. Można się tu dowiedzieć, jak kakao trafiło do Europy, w jaki sposób powstaje z niego czekolada, a przy odrobinie szczęścia zobaczyć nawet proces produkcyjny. Najmłodsi będą zachwyceni, a i starsi na pewno nie będą się nudzić. Birmingham to miasto wielokulturowe. Ma swoje China Town – jedno z większych na całych Wyspach – a organizowany przez mniejszość jamajską festiwal reggae ściąga co roku tysiące fanów.
Ci, którzy szukają sportowych doznań także poza arenami olimpijskimi, mogą zajrzeć na nowoczesny stadion grającej w Premiership, najwyższej lidze piłkarskiej Anglii, Aston Villi. I choć w tym sezonie drużynie niespecjalnie się wiedzie, to jeśli zagości na nim któraś z czołowych drużyn jak Chelsea czy Arsenal Londyn, obejrzymy futbolowe widowisko na najwyższym światowym poziomie.
Auto po angielsku
Piłkarskich emocji nie zabraknie także w pobliskim Coventry, gdzie na nowym stadionie Ricoh Arena w czasie olimpiady zostanie rozegranych 12 meczów. Piłkarskie turnieje olimpijskie są zazwyczaj bardzo zacięte, piłkarze pokazują umiejętności najwyższej klasy. I często właśnie podczas nich świat po raz pierwszy słyszy o przyszłych futbolowych bożyszczach.
Lokalna drużyna piłkarska najlepszy czas ma już zdecydowanie za sobą i teraz jest w ogonie drugiej klasy rozgrywek. Natomiast sposób wykorzystania stadionu powinien być stawiany za wzór polskim działaczom i menedżerom. Jeszcze sześć lat temu 80 proc. przychodów przynosiły imprezy sportowe, dziś jest dokładnie odwrotnie – tylko co piąty funt wpływający do kasy operatora obiektu pochodzi ze sportu. Dzięki temu stadion sam na siebie zarabia, brytyjscy podatnicy nie dokładają do niego ani pensa!