Lubi odnajdywać gotowce w otaczającym świecie – chociażby na wystawach sklepowych, które – według niego – mogłyby służyć jako teatralna scenografia. „Przekrojowi" jeden z największych prestidigitatorów świata sztuki Maurizio Cattelan opowiedział o swojej polityce wobec rzeczywistości.
Z prostokątnej dziury w podłodze wyłaniają się dłonie i głowa mężczyzny, który ciekawsko rozgląda się dookoła. Podobnie wyglądają kadry z filmów o ucieczce z więzienia albo innych wielkich podkopach. Obserwujemy moment dokładnie po wyjściu z tunelu, tyle tylko że nie w kinie, ale w galerii, a obraz nie jest wyświetlany z filmowej kliszy, ale jest trójwymiarową sytuacją zaaranżowaną przez Maurizio Cattelana. To praca „Untitled" (2001) i chociaż nie ma tytułu, to jedno spojrzenie wystarczy, żeby stwierdzić, że kukła wystająca z dziury przedstawia samego artystę. To autoportret, w którym rysy zostały komicznie podkręcone – proporcje twarzy nie do końca się zgadzają, a nos najbardziej wygląda jak pożyczony od Pinokia. No cóż, Cattelan to znany żartowniś i autoironista. Wsadzanie kija w sam środek mrowiska instytucji sztuki i reguł rządzących karierami artystycznymi to jego specjalność. Ośmieszyć się i pokazać się jako człowiek, który do galerii musiał się dostać, robiąc podkop, to dla niego betka. Analogicznie potrafi przyczepić do ściany poliuretanowe ręce salutujące w nazistowskim geście („Ave Maria", 2007), sugerując, że świat sztuki ma w sobie coś z totalitarnego ustroju, a w ramach swojej retrospektywy w nowojorskim Guggenheim („All", 2011) zawiesić swoje rzeźbiarskie prace w centralnej przestrzeni (czyli de facto na klatce schodowej) w taki sposób, że przypomina pospiesznie wywieszone pranie. W przedartystycznym życiu robił w północnych Włoszech luksusowe meble. Wrażliwość wobec przedmiotów została mu do dziś, chociaż, opowiadając o swoich materialnych i niematerialnych fascynacjach, jasno dał do zrozumienia, że w klasyczną sztukę i magię obiektów to on nie wierzy.
Dotykanie i uciekanie
Nie potrafię żyć bez sztuki, ale nie lubię widzieć jej na ścianach swojego mieszkania. Nie czuję takiej potrzeby. Tak samo jest z moimi pracami. Właściwie – gorzej. Kiedy już są gotowe, nie chcę ich więcej oglądać. Lubię patrzeć na przedmioty. Znajduję przyjemność w oglądaniu rzeczy należących do innych. Ale to chwilowa satysfakcja, ten rodzaj zadowolenia, do którego nie można się przywiązać. Posiadanie przedmiotów wyzwala we mnie rodzaj nieufności i dystansu. Przez lata przyzwyczaiłem się, by mieć wokół siebie tylko niezbędne rzeczy – tak, by w każdej chwili móc spakować wszystko do jednej walizki, zmienić mieszkanie, przeprowadzić się, wyjechać. Przywiązywanie się do materialnych obiektów zabiera wolność. Nie jestem gotowy na ten rodzaj niewoli.
Papier toaletowy/„Toilet Paper"
Kiedy zaglądam do kiosków albo sklepów, nie widzę nic, co mogłoby wskazywać na kryzys prasy papierowej. Drukuje się coraz więcej, chociaż wiadomo, że nie jesteśmy w stanie przeczytać nawet części tekstów naniesionych na papier. Konsumujemy więcej, niż jesteśmy w stanie wydalić. Tymczasem papier toaletowy jako produkt jest skazany na sukces, ponieważ większość ludzi używa go przynajmniej dwa razy dziennie. Z „Toilet Paper", niezależnym magazynem, który współtworzę ja i fotograf Pierpaolo Ferrari, wystartowaliśmy od zera. Bez większych ambicji i bez myślenia o konkurencji. Koncentrujemy się na chwili czystej radości, którą daje robienie tego, co sprawia nam przyjemność.
Ola Waliszewska (i polska sztuka w ogóle)
Prace Oli Waliszewskiej znalazłem w Internecie na różnych, często bardzo nieoczywistych dla sztuki stronach. Zaintrygował mnie w nich cały wachlarz odniesień do sztuki innych artystów, który jednak nie jest w stanie przesłonić intrygującej i niepokojącej opowieści samej Oli. W czasie pobytu w Warszawie w zeszłym roku miałem szansę odwiedzić studia kilku artystów, w tym również jej.