Głównym celem gry jest odbicie przyjaciół z rąk szalonej szajki. Nie jest to zadanie proste, bo większość wyspy opanowana jest przez wroga, a do tego nie wiemy gdzie przetrzymywani są znajomi. W poszukiwaniach pomaga nam sporo napotkanych osób, a każda ma inną motywację. Przypominający muzyka reggae wódz tubylców wierzy w ścieżkę przeznaczenia , siłę daną przez wybranie drogi wojownika oraz wizje. Doktor Earhardt pomaga głównie z litości, wywołanej poniekąd niespecjalnie trzeźwym trybem życia, za co winę ponoszą przyjmowanego przez niego dziwaczne pigułki i grzyby. Przypadkowo spotkani agenci i „biznesmeni" również mają swoje powody, dla których chcą z nami współpracować i wszyscy wypadają w swoich rolach szalenie oryginalnie. Tyczy się to także znakomicie podłożonych głosów w wersji angielskiej.
Każda z ważnych postaci wyznacza nam misje, które często okazują się jeszcze mniej szablonowe niż zleceniodawcy. Zaczynamy od przejmowania obozów wroga i prostego strzelania do najemników, a z czasem zaczynają się szalone pogonie, eksploracja bandyckich osiedli czy porzuconego na morzu, ogromnego statku, a nawet takie perełki jak poszukiwania starożytnych artefaktów w głębokich podziemiach czy palenie pól marihuany przy pomocy miotacza ognia (z elektronicznym reggae w tle). To co najbardziej cieszy, to spora swoboda w wykonywaniu zadań. Sposób dotarcia do celu czy likwidacji wroga najczęściej zależy wyłącznie od nas. Korzystamy ze zdezelowanych samochodów, quadów, jeepów, lotni, skuterów wodnych i motorówek, a przed wyruszeniem w drogę własnoręcznie wybieramy ekwipunek. Po kilku godzinach gry nasz arsenał pokaźnie rośnie (a nawet zbyt szybko) i na jedną wyprawę możemy pojechać obładowani ładunkami wybuchowymi, karabinami, strzelbami czy koktajlami Mołotowa. Przeciwnicy są pod tym względem na zdecydowanie gorszej pozycji, ale i tak ostro dają nam w kość. Wrogowie komunikują się ze sobą i prowadzą regularne poszukiwania, gdy nasze działania zbytnio rzucą się im w oczy. Połączone siły strzelców, snajperów czy szaleńców miotających butelkami z płonącą benzyną czy biegających z maczetami często okazują się naszym gwoździem do trumny. Z pomocą, ale też z dodatkowym utrudnieniem, przychodzi natura. Gęsta dżungla i wysokie trawy stanowią świetną kryjówkę, w zaroślach można przeczekać trudniejszy moment albo zaatakować z ukrycia. Sucha roślinność jest także wysoce łatwopalna, a ogień szybko się tu rozprzestrzenia. Z drugiej strony pożar może obrócić się przeciwko nam, a szalona ucieczka osłabionego Jasona przez las lub polanę czasem ma swój finisz pod pazurami żerującego nieopodal tygrysa, niedźwiedzia, warana czy dzikiego psa. Żyjące głowie w stadach zwierzyna jest również porządnym zagrożeniem.
Oprócz zwykłych misji sami szukamy sobie wojennej rozrywki. Jest nią odkrywanie mapy poprzez wspinaczkę na wysokie przekaźniki radiowe i ich sabotaż, wykonywanie zręcznościowych wyzwań i odbijanie obozów z rąk napastników. Ta ostatnia czynność „oczyszcza" teren ułatwiając podróż po okolicy oraz tworzy sieć punktów między którymi możemy się błyskawicznie przemieszczać. Walka o obozy to zdecydowanie najbardziej wymagające zadanie, bo niektóre z nich są potężnie strzeżone. Czasami wystarczy kilka celny i cichych strzałów z daleka albo ryzykanckie wejście z obrzynem, innym razem walka przypomina oblężenie albo wojnę podjazdową, w ruch idą kolejne granaty albo koniecznie jest dezaktywowanie systemu wzywania posiłków. Niezależnie od momentu w grze, nigdy nie jest to bułka z masłem.
Całkiem naturalnie
W tego typu grze nie mogło zabraknąć wewnętrznej ekonomii. Podczas wykonywania misji możemy rabować oznaczone skrzynie lub przeszukiwać pokonanych wrogów. Zebrane łupy to pieniądze w gotówce lub nieprzydatny (ale ciekawie opisany) sprzęt, który sprzedajemy w dowolnym mieście czy odbitym obozie. Zebraną gotówkę przeznaczamy na nowe modele broni, ich modyfikacje czy amunicję. Aby jednak Far Cry 3 nie zamienił się w zwykłą grę gangsterską, twórcy dodali kilka ciekawych rozwiązań. Jednym z nich jest ograniczona pojemność „kieszeni" Jasona. Możemy nieść ze sobą niespecjalnie dużo łupów, zapasowej amunicji czy nawet pieniędzy. Pojemność plecaka, portfela czy pasów zwiększamy... udając się na polowanie. W zależności od przedmiotu, aby go ulepszyć musimy zabić i oskórować jelenia, dzika, warana czy nawet rekina. Proces zdejmowania skóry jest dosyć umowny (a nawet dość zabawny w tej swojej umowności ), ale mimo wszystko dosadny i składający się na ogólny, dosyć spory realizm i brutalność tej gry. Kolejną umiejętnością Jasona jest tworzenie lekarstw i sterydów. Rola lekarstw jest oczywista, sterydy zaś podnoszą czasowo wybrane umiejętności (na przykład długość nurkowania) czy pozwalają nabyć nowe – wykrywać zwierzynę albo zwiększyć odporność na obrażenia od ognia. Pozyskiwanie składników i tworzenie substancji jest równie umowne co powiększanie pojemność plecaka, ale inne, bardziej realistyczne rozwiązania tylko niepotrzebnie przedłużałyby grę. I tak spędzamy zbyt dużo czasu na zbieraniu hojnie rozsianych po wyspie łupów. Ostatnim ciekawym elementem są trzy drzewka rozwoju w których, za zdobywane na okrągło punkty doświadczenia, odblokowujemy umiejętności dla Jasona. Gdy na początku chłopak jest zwyczajnym słabeuszem, już w środku gry przypomina raczej doświadczonego survivalowca – choć i tak nie daje to miażdżącej przewagi nad przeciwnikami.
Na specjalną pochwałę zasługuje oprawy wizualna. Jedną z cech rozpoznawczych serii Far Cry jest najwyższej jakości grafika i nie inaczej jest w przypadku części trzeciej. Chociaż starzejące się konsole obecnej generacji hamują jej rozwój, niektórym twórcom jeszcze się chce włożyć w ten element sporo pracy. Efekt jest fenomenalny, a w tego typu survivalowych grach jest niezwykle ważne, abyśmy już tylko patrząc mogli poczuć się jak Jason.
Far Cry 3 to bardzo solidna, dopracowana i pozytywnie zaskakująca gra. Zabawa w trybie dla jednego gracza to przynajmniej kilkanaście godzin, a jej przedłużeniem jest tryb kooperacji oferujący całkiem inną przygodę oraz typowa gra wieloosobowa. Szaleńczy scenariusz świetnie zgrywa się z projektem wyspy i ciekawymi misjami, a możliwość nieskrępowanej eksploracji oraz rozwijania tak postaci, jak i jej ekwipunku, to wciągający przerywnik. Nie podzielam co prawda gigantycznego entuzjazmu wielu innych recenzentów i ciężko mi uznać tę grę za arcydzieło. Nie trzeba być wielkim znawcą, żeby w trakcie zabawy zauważyć bardzo wiele mechanizmów zapożyczonych z innych tytułów (niektóre wydają się żywcem przeniesione ze stworzonej przez siostrzane studio serii Assassin's Creed), a i sama rozgrywka momentami zaczyna męczyć swoją powtarzalnością. Po kolejnej godzinie świetnej zabawy w polowanie i szukanie skarbów zdajemy sobie sprawę z płytkości tych czynności. Mimo wszystko znacznie lepiej się czuję w roli pana dżungli i dziczejącego (wirtualnie oczywiście) człowieka, niż jako komandos, który po raz kolejny ratuje świat przed globalnym konfliktem. Przynajmniej jeśli okaże się, że scenariusz Far Cry 3 niespecjalnie nam się spodoba, pozostanie ogromna satysfakcja z samodzielnie podejmowanych działań podczas tych piekielnych wakacji.