Artykuł pochodzi z tygodnika Plus Minus
Najgłośniejsza scena najgłośniejszego polskiego filmu ostatnich miesięcy, „Drogówki" Wojciecha Smarzowskiego? – Wszyscy pytają mnie tylko o odgryzionego penisa – szczerze wyznał w wywiadzie Arkadiusz Jakubik, jeden z głównych bohaterów tej historii. Czy to kogoś dziwi? Scena jest nad wyraz efektowna. Samochód z policjantami jedzie, na tylnym siedzeniu odbywa się seks oralny i nagle, po gwałtownym hamowaniu, rozlega się wrzask. Twarz i białe wdzianko prostytutki zalewa się krwią.
Wiemy już, że bohater, człowiek wręcz opętany seksem, w przyszłości będzie miał kłopoty z wypełnianiem małżeńskich obowiązków. Bo, jak wyjaśnia w szpitalu zalana krwią prostytutka, „zęby same się zacisnęły". Po czymś takim nie powinno zaskakiwać, że w recenzjach pisano o tym, jak Jakubik kradnie show głównemu bohaterowi granemu przez Bartłomieja Topę. To wciąż jeszcze działa, choć w kinie doprawdy wszystko już było
Pedofilia i hektolitry krwi
Choćby odgryzanie penisa – to oglądaliśmy już w „Świecie według Garpa", ekranizacji książki Johna Irvinga. Tyle że to było w czasach niewinności kina, w roku 1982. Nikt jeszcze nie epatował publiczności hektolitrami wylewanej krwi, kodeks Hayesa, zabraniający nawet zbyt namiętnych pocałunków, przestano stosować w Hollywood raptem 14 lat wcześniej, w pamiętnym roku 1968. Reżyserowi, skądinąd wybitnemu, George'owi Royowi Hillowi wystarczyło zasugerować, co się stało, widzowie nie mieli najmniejszego problemu, żeby się domyślić. Scena miała swoje dramaturgiczne uzasadnienie i poważne konsekwencje.
Czy podobnym przypadkiem jest to, co oglądamy w „Drogówce"? To kwestia co najmniej dyskusyjna. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Smarzowski lubi epatować okrucieństwem i obscenami tak jak jego mistrz Sam Peckinpah. „Róża" była prawdziwym festiwalem gwałtu, w „Weselu" obcinano palec, w „Drogówce" są wizyty w burdelu i odgryzanie penisa. Ale to, co polski reżyser pokazuje w swoich filmach, to i tak na tle współczesnego kina bajki dla grzecznych dzieci.
A propos dzieci – to pytanie brzmi, czy powinny to oglądać. Na „Drogówkę" mogą iść już 16-latki. Ale wyrośniętych 14-latków też nikt z kina nie wygoni. Właściciele sal muszą zarobić, czasy są trudne, a w takiej sytuacji łatwiej o obchodzenie ograniczeń wiekowych. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, 16-latki to też dzieci, choć wyglądają często jak dorośli. Ale przecież nasze dzieci nie takie rzeczy już widziały. I to nie tylko na dużym ekranie.
Czy w kinie istnieją jeszcze jakieś tematy tabu? Na tak postawione pytanie da się jednoznacznie odpowiedzieć tylko w sytuacji, kiedy przekonamy się, że jakaś kolejna granica została przekroczona. Dziś z pewną ostrożnością powiedzieć można, że chyba nie. Kanibalizm? Pedofilia? Gwałty? Wszystko to już było. Seks w dowolnych konfiguracjach z bliska i daleka, włącznie z kazirodztwem i nekrofilią – oglądaliśmy dziesiątki razy. Detalicznie pokazywane morderstwa z cięciem, siekaniem i hektolitrami krwi – już pewnie setki.