Muszę sobie dawkować Osiecką

Pisała, wklejała do zeszytów zdjęcia, wycinki. Myślę, że dziś byłaby uzależniona od Facebooka czy Instagramu. Była w tym pisaniu bardzo pracowita – opowiada Agata Passent, która zdecydowała o wydaniu pierwszego z dzienników Agnieszki Osieckiej.

Aktualizacja: 09.10.2013 13:14 Publikacja: 29.09.2013 19:00

Muszę sobie dawkować Osiecką

Foto: Przekrój, Michał Warda Mic Michał Warda

Wiedziałaś, że mama pisze pamiętniki?

Agatą Passent:

Nie wiedziałam! Za jej życia nie miałam o tym pojęcia. Oczywiście widziałam ją w sytuacji pisania, ale u nas w rodzinie wszyscy piszą, więc to mnie nie dziwiło, nie zastanawiało. A ona nie mówiła: „O, muszę teraz usiąść i dziennik uzupełnić". Nic z tych rzeczy. Zresztą im była starsza, tym mniej, że tak powiem, przysiadała fałdów. Najsumienniej pisała jako dziewczynka czy w czasach studenckich. Potem publikowała artykuły, felietony, nie musiała pisać do szuflady. Więc kiedy miałam już względną świadomość, ona raczej robiła zapiski w kalendarzach niż taki pełnoformatowy dziennik. O tym, że zapisywała tak sumiennie i tak długo, dowiedziałam się dopiero, gdy zabraliśmy się za porządkowanie jej archiwum.

Czyli kiedy?

W 1997 r. po śmierci mamy jej rzeczy przekazaliśmy w depozyt do Muzeum Literatury. Na 10 lat. Kiedy upłynęły, musieliśmy zdecydować, czy przedłużamy umowę, czy odbieramy zbiory. W Muzeum Literatury nie było perspektyw na szybkie opracowanie archiwum Osieckiej. Oni mają trochę inny harmonogram działań, są teraz może przy Krasińskim, Mickiewiczu, operują innym horyzontem. A my, rodzina, chcieliśmy dożyć czasów opracowania archiwum mamy, wiedzieć, że ono jest zaoopiekowane, więc w ramach Fundacji Okularnicy stworzyliśmy mały dział i to właśnie on pod wodzą Magdaleny Nosal, ze wsparciem kilku specjalistów, zajął się tymi skrzyniami z dorobkiem Agnieszki Osieckiej. Efekty tej pracy to nie tylko dzienniki, ale wiele innych dokumentacji, kilkadziesiąt tysięcy skanów widocznych na stronie www.archiwumagnieszkiosieckiej.pl.

Widziałam! Tam jest też wzruszająca dokumentacja fotograficzna osobistych przedmiotów Agnieszki Osieckiej: solniczka z logo Harvardu, torebka, nawet taki dziwny wieniec...

...Laleczki, okulary, długopis, aparat fotograficzny. Zależało nam na tym, żeby nie tworzyć takiej izby pamięci w stylu Marii Dąbrowskiej czy Władysława Broniewskiego, nie wyobrażaliśmy sobie, że do Osieckiej pasowałaby taka grobowo-pomnikowa atmosfera. Woleliśmy pójść bardziej z duchem czasu.

Cyfrowo.

Tak. Wtedy dostęp do tych zbiorów ma naprawdę sporo ludzi na całym świecie. Mamy ponad milion wejść na stronę. A oprócz tego co roku odbywa się też konkurs wokalny i festiwal „Pamiętajmy o Osieckiej", na którym można się spotkać w realu, gdzie młodzi ludzie uczą się interpretować klasykę na jej piosenkach. Debiutowali tu Anna Smołowik, Marcin Januszkiewicz, Natalia Sikora i wielu świetnych artystów.

Analogowe zbiory po opisaniu, udokumentowaniu przekazaliście do Biblioteki Narodowej, właśnie dlatego, wyjaśniacie, że to instytucja, która jest blisko młodych.

Tak, no i te wszystkie standardy, jeśli chodzi o przechowywanie zbiorów, ma już takie europejskie.

Biblioteka Narodowa gromadzi polski dorobek piśmienniczy, są tu m.in. rękopisy Mickiewicza, Herberta, Miłosza. Dzięki funduszom zapewnionym przez rządowy program „Kwaśny papier. Ratowanie w skali masowej zagrożonych polskich zasobów archiwalnych" uruchomiono tu najnowsze maszyny i technologie do odkwaszania papieru. Chodzi m.in. o walkę z procesem gnicia papieru. Warunki fizyczne, chemiczne, mikrobiologiczne są pod stałą kontrolą w Bibliotece Narodowej. Walka z przemijaniem...

No dobrze, wróćmy do dzienników, od śmierci Agnieszki Osieckiej minęło 16 lat. Od razu ustaliliście, że tyle czasu upłynie do ich publikacji?

Niczego nie ustalaliśmy. Wiedzieliśmy tylko, że dzienniki powinny być dobrze opracowane. A trochę czasu nam zajęło, zanim w ogóle stwierdziliśmy, gdzie są wszystkie ich części. Parę tomów mama zdeponowała w Ossolineum we Wrocławiu. Inny, londyński brulion, sądziliśmy, że zaginiony, odnalazł się u Magdy Umer. Coś zostawiła za granicą, może bała się, że przy zawirowaniach dziejów w kraju coś może nie przetrwać. Myślę zresztą, że to nie koniec, archiwum cały czas rośnie, ciągle odnajdują się nowe rzeczy. Zwłaszcza że teraz jej rówieśnicy robią porządki w życiu, w swoich dokumentach. A potem musieliśmy pozyskać środki na opracowanie dzienników. Gdyby nie grant z Ministerstwa Kultury, tej publikacji by nie było.

Jak to, przecież wydawcy daliby się pokroić za prawo do wydania takiej książki.

No ale który poświęciłby tyle czasu na wnikliwe opracowanie? To trwało kilka lat. Same przypisy pani Karolina Felberg robiła dwa lata! Ale w końcu się ukazują. Pierwszy tom wychodzi 8 października, na urodziny mamy. Uważam, że to arcydzieło pamiętnikarstwa. Wydarzenie na rynku polskich memuarów!

Niesamowicie dojrzałe jest to pisanie 9–10-letniej dziewczynki, bo w takim wieku Osiecka zaczęła je pisać.

I to jest właśnie wydarzenie! Polska późnych lat 40., wczesnych 50. widziana oczami dziewczynki. Nie dziecka, nie chłopca, ale dziewczynki właśnie! Myślę, że to będzie fascynująca lektura dla dziewczyn.

„Pamiętnik statecznej panienki" – wersja polska?

Kiedyś się czytało dzienniki Adriana Mola, a teraz będzie można poczytać Osiecką! To niezwykły dokument. Czego się uczyli w szkole, jej stosunek do rodziców, ZMP kontra religia, pierwsze fascynacje miłosne, zazdrości, koterie. Ale przede wszystkim widać ten mieszczański sposób wychowywania dziewcząt w tamtych czasach, przeciwko któremu mama się bardzo wcześnie buntowała.

Podobno na początku pisała dwie wersje pamiętnika. W pierwszym było to, co działo się naprawdę, w drugim to, co w wyobraźni. Kiedyś zapisała: „Wpadł do mnie Jurek, trzymał za rękę, zapaliliśmy czerwoną lampkę, przytulił się, postanowił pocałować i...". Podobno znaleźli to rodzice i byli przerażeni, bo miała wtedy ze 12 lat. Ale okazało się, że to dziennik jej wyobraźni, fikcja literacka.

Mama miała taki charakter, lubiła konfabulować, tworzyć różne wersje własnej legendy. Widocznie to upodobanie pojawiło się całkiem wcześnie. Ale to przecież dosyć naturalna cecha, coś odgrywamy przed rodzicami, coś przed koleżankami, kimś innym jesteśmy na zajęciach sportowych. W tych najwcześniejszych zapiskach widać całkiem sporo już wykrystalizowanych cech. Więc gdyby czytał to ktoś, kto ją znał, nie wiedząc, że to jej dziennik, na pewno by się zorientował. Natomiast osoby, którym wydawało się, że znają Osiecką, na pewno po lekturze „Dziennika" zrozumieją, jak niewiele o niej wiedziały.

Jak wyglądał ten pamiętnik? To był zeszyt?

Kilka kolorowych notesików. Potem czarne zeszyty, format szkolny, grube. Mama zawsze lubiła ładne artykuły piśmiennicze. W ostatnich latach życia wciąż pilnowała, żeby mieć jakiś czerwony notes. Dziś używałaby zapewne kolorowego moleskine'a. Lubiła też wklejać różne rzeczy do tych zeszytów. Tak jak dziś się to robi w portalach społecznościowych. Myślę, że dziś byłaby uzależniona od Facebooka czy Instagramu. Zresztą wydała taką książkę „Na początku był negatyw", która składa się ze zdjęć i podpisów do nich, więc możemy uznać, że była prekursorką Facebooka w Polsce (śmiech). Była w tym pisaniu bardzo pracowita...

Kiedy pisała?

Przede wszystkim rano. Wtedy była wena, nie dzwonili koledzy, nie ciągnęli na premiery i do baru. Wstawała wcześnie rano i pisała. Była pracowita, zresztą jako dziewczynka pisze już, że nie chce w życiu tracić czasu na odpoczywanie! Napisała dużo, wystarczy spojrzeć na już wydane pozycje w serii Agnieszki Osieckiej, a to jeszcze nie koniec.

Co będzie dalej w dziennikach? Czy są fragmenty, o których już wiesz, że zbulwersują, że będą trudne do przyjęcia przez czytelników, może przez żyjących jeszcze znajomych, przyjaciół...

Nie wiem. Nie czytałam następnych części.

Nie wierzę! Nie zjada cię ciekawość? Nie chcesz wiedzieć, co było dalej?

Muszę to sobie dawkować. Pracując w Fundacji, cały czas poznaję życie Osieckiej. Ciągle pojawiają się nowe wątki. To jest bardzo intensywna znajomość! (śmiech) A wokół mnie tylu ciekawych ludzi, tyle spraw się dzieje. Muszę mieć i czas na te aktualne historie. Można powiedzieć, że przedłużam sobie tę przyjemność, zamiast rzucić się i zjeść od razu całą tabliczkę czekolady, rozkładam to w czasie.

A jest ktoś, kto przeczytał już całość?

Tak, redaktor całej serii wydawniczej, Marta Passent oraz Magda Nosal. Myślę, że Magda zna teraz moją mamę lepiej, niż ja mogłam ją kiedykolwiek poznać! Poświęciła mnóstwo czasu na archeologię Osieckiej. Muszę też przyznać, że trochę się boję... Bo czasami mamy obraz naszego rodzica, do którego jesteśmy przywiązani...

A prawda może być trochę inna?

Mama jest pamiętana jako ciepła, sympatyczna osoba, a te dzienniki są bardzo szczere... Gdy pisała, potrafiła być złośliwa, trochę okrutna, co widać już w felietonach, w „Galerii Potworów". Pisała kompletnie bez cenzury, w emocjach. To nie był blog, to nie szło do publicznej informacji, to było chowane do szuflady. Więc tak, trochę się obawiam.

Wkrótce ukażą się dzienniki Agnieszki Osieckiej. I jeśli kogoś oburzyły „Listy Osieckiej i Przybory", to już się boję, co to będzie, gdy one ujrzą światło dzienne – powiedziała jakiś czas temu Magda Umer.

Ona ich nie czytała, więc chyba niepotrzebnie straszy. Obawia się może kołtuństwa niektórych ludzi. Jeśli ktoś się ma zbulwersować, to się zbulwersuje. W pierwszym tomie zdecydowanie nie ma nic skandalicznego, jest natomiast wątek romantyczny. Pewien mężczyzna, który był odbiorcą tych „ochów i achów" młodej Agnieszki Osieckiej, ma się dobrze i może nawet przyjdzie na naszą konferencję prasową.

Wiadomo, ile będzie tomów?

Jeszcze nie. Co najmniej cztery. Ale dzienniki to pestka, martwię się korespondencją, tego jest naprawdę sporo.

Mama zostawiła jakieś wskazówki co do wydania „Dzienników"?

Żadnych. Całą odpowiedzialność za ich wydanie ponoszę ja. Mówiąc szczerze, mój tata wolałby to odłożyć na później. On najchętniej postępowałby tak jak spadkobiercy Joyce'a, którzy dopiero teraz publikują niektóre listy. Ja z kolei mam styczność z młodymi ludźmi i widzę, że zainteresowanie kulturą i XX-wieczną prozą tak bardzo zmalało. Spotykam wiele osób, które nie widzą różnicy między Przyborą a Osiecką! Kompletnie nie wiedzą, kto to był. Gdybym poczekała jeszcze 20 lat, miałabym wrażenie, że zrobiłam coś, co nikomu nie jest potrzebne. Nie chciałam tego zrobić własnej matce.

A ty? Piszesz pamiętnik?

Pisałam w okresie gimnazjalnym. Dziennik pisywał tata, dziennik pisze mój mąż. To wystarczy. Lecz pisałam trochę listów do mamy, które też są zalakowane w archiwum Osieckiej. Może kiedyś ujrzą światło dzienne.

Agata Passent

(ur. w 1973 w Warszawie), felietonistka i dziennikarka. Założycielka i prezeska Fundacji Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej, która zajmuje się opieką nad dorobkiem poetki.

Wiedziałaś, że mama pisze pamiętniki?

Agatą Passent:

Pozostało 100% artykułu
Kultura
Warszawa: Majówka w Łazienkach Królewskich
Kultura
Plenerowa wystawa rzeźb Pawła Orłowskiego w Ogrodach Królewskich na Wawelu
Kultura
Powrót strat wojennych do Muzeum Zamkowego w Malborku
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił