Z tej działalności jest wciąż najmniej znany. Małgorzata Gąsiorowska, autorka znakomitej muzycznej biografii Stefana Kisielewskiego, twierdzi, że postanowiła ją napisać, gdy na uroczystości w dziesiątą rocznicę śmierci Kisiela od bardzo ważnej osoby usłyszała zdanie: „Nie miałem pojęcia, że on także komponował".
A przecież muzyka była obecna w całym jego życiu, mimo że po ojcu oraz licznych przodkach i kuzynach powinien raczej zająć się literaturą. A jednak rodzice postanowili go kształcić muzycznie, gdy już w dzieciństwie zafascynowało go „czarne pudło", jak pieszczotliwie nazywał swój ulubiony instrument.
Muzyka towarzyszyła Stefanowi Kisielewskiemu aż do ostatnich chwil, gdy w 1991 roku, trzy dni przed śmiercią, odbyło się na Warszawskiej Jesieni prawykonanie jego pełnego energii, ukończonego właśnie koncertu fortepianowego. On sam leżał wtedy w szpitalu, ale słuchał transmisji przez radio.
Pochłaniało Kisiela tyle spraw, że nie miał czasu, by muzyce poświęcić się całkowicie. Zresztą czekano na jego głos w sprawach ekonomicznych czy politycznych, a nie na kolejną kompozycję. A jednak cały czas coś pisał, także dlatego, że na przykład muzyka filmowa czy teatralna dawała pieniądze, a tych nigdy nie miał za wiele.
Może więc teraz, gdy nie możemy już liczyć (a szkoda!) na udział Kisiela w aktualnych dyskusjach i sporach, przyszedł czas, by wrócić do jego muzyki? Początek został zrobiony, oto ukazała się płyta z większością jego utworów fortepianowych.