Kiedy niespełna dwa miesiące temu ukazał się premierowy album Barbry Streisand „Partners", towarzyszył temu spory szum w polskich mediach. „Punkt widzenia" Ireny Santor pojawia się właściwie niepostrzeżenie. A przecież między obiema artystkami jest sporo podobieństw.
Obie to żyjące legendy, obie preferują podobny styl wokalny – ponadczasowy i nieoglądający się na muzyczne mody. Ich piosenki potrzebują bogatego orkiestrowego podkładu, na którego tle piosenkarki eksponują głos w długich, efektownych frazach. Brzmi to czasami nieco staroświecko, ale jest dowodem profesjonalizmu, jaki dziś rzadko się spotyka.
Takie porównania nasuwają się już podczas słuchania pierwszej piosenki z nowego albumu Ireny Santor. Na tle musicalowo grającej orkiestry z rytmicznymi akordami fortepianu piosenkarka wylicza, kim są jej tytułowi, życiowi „Profesorowie". Do błyskotliwego, refleksyjno-żartobliwego tekstu Wojciecha Młynarskiego łatwo wpadającą w ucho melodię ułożył spec od takich zadań, Włodzimierz Korcz.
„Punkt widzenia" to 18 piosenek, tylko dwie (z poetyckimi tekstami Ireneusza Iredyńskiego) Irena Santor wykonywała wcześniej. Wśród muzycznych premier są również poważne, ciągnące się niemal w nieskończoność songi o życiu w stylu właśnie Barbry Streisand. Ten rodzaj śpiewania zestarzał się najbardziej. Odszedł wraz z upadkiem dawnych festiwali piosenek, bo tam za takie sążniste utwory zdobywało się nagrody.
Na szczęście album Ireny Santor gwarantuje zmienność nastrojów. A jego bohaterka, pozostając wierna swojemu stylowi, stara się go jednak nieco modyfikować. Szuka twórców, którzy mogą jej w tym pomóc.