Do powrotu z nową płytą zachęcił zapewne króla italo disco gigantyczny sukces płyty „Random Access Memories" francuskiego duetu Daft Punk, na której stał się bohaterem jednej z piosenek. „Giorgio by Moroder" w warstwie muzycznej był hołdem dla stylu, który w latach 70. wypracował wieloletnią pracą w dyskotekach. Tekst była opowieścią samego Włocha, który wspominał, jak piął się po szczeblach kariery.

Jego najsłynniejsze solowe albumy to „Knight in a White Satin" oraz „From Here to Eternity" z drugiej połowy lat 70., ale zasłynął też jako współautor sukcesów Donny Summer i muzyki do filmów „Top Gun" czy „Midnight Express".

Skoro muzyka pop to dziś wielka przetwórnia recyklingowa, to dlaczego i Moroder nie miałby znów zagościć na klubowych parkietach? Odpowiedź negatywną na to hipotetyczne pytanie daje płyta „Déja Vu".

Wstyd jest podwójny, bo Moroder zaprosił do współpracy znakomitych piosenkarzy i piosenkarki. Na przykład Kylie Minogue, która poradziłaby sobie nawet z najbardziej połamaną linią melodyczną i wariackimi zmianami tempa, więc nic dziwnego, że w „Right Here, Right Now" brzmi znakomicie. Jeszcze lepiej zaśpiewała młodziutka Foxes („Wildstar"). To najlepszy utwór na płycie, nawet jeśli kompozycyjnie jest kalką ogranych pomysłów, łącznie z głosem Morodera przetworzonym przez wokoder.

Britney Spears z niezrozumiałych powodów śpiewa nudny cover Suzanne Vegi „Tom's Dinner", a młoda gwiazdeczka Charlie XCX z gracją słonia próbuje zaśpiewać do topornego podkładu „Diamonds". Australijka Sia brzmi intrygująco w tytułowym „Déja Vu", ale tylko do momentu, gdy w 40. sekundzie tandeciarski podkład Morodera wchodzi na pierwszy plan. Na dodatek Włoch bezwstydnie kopiuje charakterystyczne brzmienie gitary Nile'a Rodgersa z przeboju „Get Lucky" Daft Punk.

Kilka znakomicie zaśpiewanych zwrotek i refrenów ratuje Morodera przed totalną żenadą. Reszta brzmi jak setki innych sezonowych piosenek, o których wszyscy zapomną jesienią. Słuchając płyty, można doświadczyć tytułowego déja vu. I nie chodzi o wspomnienie złotej ery disco z lat 70., lecz raczej o przaśne lata 90. z eurotransową papką. Żaden utwór nie zachwyca oryginalną urodą. Brzmią jak przeciętne kopie dawnego Morodera wygenerowane przez komputer.