Tyrmand w laboratorium kultury. W 100. rocznicę urodzin

Sukces Tyrmanda nie był przypadkiem. Tyrmand doskonale zdawał sobie sprawę z tego skąd idzie, dokąd zmierza, co może osiągnąć i jakim wartościom chce być wierny.

Publikacja: 02.12.2020 15:00

Jego popularność nie maleje, co jest prawdziwym fenomenem. Zainteresowanie pisarzem dało o sobie znać podczas tegorocznej, 4. edycji Festiwalu Teologii Politycznej „Tyrmand: Bikiniarz. Pisarz. Konwertyta", który odbył się w październiku 2020 w Filmotece Narodowej, w warunkach pandemicznych — z udziałem publiczności online.

Tegoroczna edycja festiwalu Teologii Politycznej po raz pierwszy tak bardzo wychyliła się w stronę kultury popularnej. Dariusz Gawin podczas debaty o pisarstwie Tyrmanda podkreślał jednak przekornie, że jego lekkość w operowaniu gatunkami literatury popularnej w czasach socrealizmu i stalinowskiej szarości to efekt naprawdę wysokiego warsztatu literackiego i wyrafinowanego języka, który trafia do odbiorcy. Podobnie jak Tadeusz Dołęga-Mostowicz i Melchior Wańkowicz, Tyrmand potrafił przekuć swój talent również w finansowy sukces, czym wyłamywał się ze stereotypu biednego pisarza. Dobrze zdawał sobie sprawę z rozmaitych form stereotypizowania i nacisku wywieranych na niego zarówno w okresie życia w kraju, jak i na emigracji. „Redukowano mnie do rozmiarów faceta, który zajmuje się butami, faceta, którego specjalnością są ciuchy, faceta, który puszcza jazz. To była forma walki ze mną..." — mówił w rozmowie z Mariuszem Ziomeckim dla „Tygodnika Powszechnego". A Tyrmand zredukować się nie chciał.

Forma miała być prawdziwa, żywa, barwna — i w powieści (przypomnijmy sobie jeszcze raz opisy kolorowych sukienek na ulicach Warszawy czy zastępy przewiązanych w pasie płaszczy w „Złym"!), i w życiu. Bikiniarzem Tyrmand nie był — podkreślał Antoni Libera, który znał pisarza osobiście — on był po prostu zadbanym, eleganckim człowiekiem, który nie mógł zgodzić się na garnitury o dwa rozmiary za duże. „Z bikiniarstwem łączyło Tyrmanda to, że strój był jakimś manifestem niezgody na szarość PRL" — dodawał kulturoznawca, dr Marcin Kowalczyk, autor książki „Tyrmand karnawałowy", a Paweł Brodowski puentował: „pokaż mi swoje skarpetki, a powiem ci, kim jesteś". Co ciekawe, Ameryka odbierała Tyrmanda właśnie jako eleganckiego, konserwatywnego Europejczyka, który w żaden sposób nie szokował ubiorem — wiele rozmów o takim wydźwięku przeprowadziła Katarzyna Kwiatkowska-Gawędzka, współautorka książki „Tyrmand w Ameryce", która była gościem ostatniego dnia festiwalu.

Autentyczność i szczerość w sztuce, nie wybujała kreacja. Być blisko życia, blisko prawdziwych emocji, problemów, przeżyć pokoleniowych — tego chciał. Trzeźwość myślenia wyznaczała literacki rozwój Tyrmanda. Zaczął od pokazania prawdziwej warszawskiej ulicy, co wywołało niemałe poruszenie i co nadal przyciąga kolejne pokolenia czytelników do „arcywarszawskiej" powieści o „Złym". Wojciech Tomczyk starał się zwrócić uwagę, że Tyrmand opisywał świat, w którym ludzie naprawdę żyli, czego nie opisywali żadni literaci oficjalnego nurtu. Styl Tyrmanda wyrastał z niezależnych przemyśleń na temat literatury i świata. To wymagało nie tylko odwagi, lecz także prawdziwego talentu. A taki zdarza się nieczęsto.

Rozmowy podczas kolejnych odsłon festiwalu wciąż wracały do pytania o buntowniczość Tyrmanda, objawiającą się w różnych dziedzinach jego życia i zainteresowań. Buntowniczość, która zaskakująco godziła się z przywiązaniem pisarza do konserwatywnych wartości, z szacunkiem do chrześcijaństwa. Libera tłumaczył, że „Tyrmand wyczuwał, że egzystencjalistyczny ruch z Sartre'em na czele, to jest coś bardzo podejrzanego". W czytanym przez Jacka Braciaka fragmencie z „Dziennika 1954" widać to bardzo wyraźnie: „Nie chcę dla siebie egzystencjalizmu, albowiem jestem z gruntu optymistą. Wierzę w Boga, ludzi i ich postęp. Uważam, że optymizm jest trudniejszy. Nie jest wielką sztuką być pesymistą widząc to gówno, jakie rozciąga się bezmiernie wokół nas, znając podłość i głupotę ludzką i smród dolnej bielizny świata. Ale być optymistą, dostrzegając to wszystko aż do końca i nie mydląc sobie oczu niczym, być optymistą wbrew temu wszystkiemu, wyzywać do codziennej walki wszechpotężne, złe Doświadczenie — wydaje się wielkim, trudnym, godnym miłości Honorem" (notatka z 8 stycznia).

„Kiedy Tyrmand przyjechał do Ameryki, zobaczył, że temu światu doskonałemu technicznie, skonstruowanego tak, żeby wszystkim było dobrze, czegoś brakuje" — mówił Mateusz Werner podczas ostatniej debaty, a Gawęcka-Kwiatkowska dodawała, że „został wyrzucony poza orbitę Nowego Jorku, a to zrodziło w nim złość". Z tej złości powstała fenomenalna „Cywilizacja komunizmu" czy bardzo dobre i zbyt mało znane „Zapiski dyletanta" (które dzięki swojej krótkiej formie nadają się świetnie do czytania po kawałku, bez pośpiechu). W Ameryce chciał oddać się pisaniu — w spokoju stworzyć jeszcze kilka powieści w języku polskim, ale zamiast tego napisał szereg artykułów i książek o problemach społecznych i politycznych. Czyli o tym, co pochłonęło go z miejsca, gdy przybył do „krainy wolności", jak postrzegał Stany Zjednoczone z perspektywy PRL. Ten Tyrmand, przyćmiony sukcesem „Złego", jest jednak ogromnie interesujący.

Dariusz Gawin podkreślał w dyskusji o literaturze, że Tyrmand był intelektualistą, nie tylko sprawnym pisarzem „rozrywkowym". Jego amerykańska publicystyka i „Zapiski dyletanta" to obszary wciąż do odkrycia. Obszary, które mogą czytelnika wciąż bardzo zaskoczyć i zmuszają do wyjścia poza utrzymujący się schemat „Tyrmand-bikiniarz". Festiwal Teologii Politycznej pozwolił przypomnieć te mniej znane teksty i naświetlić je w szerokim kontekście społecznych, politycznych i kulturalnych zjawisk kolejnych dekad aktywności Tyrmanda. Dzięki zaproszonym gościom oglądaliśmy autora „Hotelu Ansgar" krytycznie i z wielu różnych perspektyw, odsłaniając kolejne tożsamościowe i światopoglądowe dylematy, przed którymi stawiał go czas i sytuacja.

W „Dzienniku 1954" Tyrmand pisał, jakby na własne usprawiedliwienie, że „człowiek jest kłębowiskiem sprzeczności". Rozmowy podczas festiwalu coraz bardziej ujawniały przewrotność tego stwierdzenia, odsłaniając przed uczestnikami Tyrmanda spójnego, konsekwentnego, nawet za cenę ograniczeń w druku czy zepchnięcia na margines publicznej debaty. Podobnie jak Herbert (który notabene Tyrmanda bardzo cenił), Herling-Grudziński czy Joseph Conrad — bohaterowie poprzednich edycji Festiwalu Teologii Politycznej — pokazał, jak pozostać wiernym wartościom najwyższym, będąc przy tym sobą.

„Zupełnie krępujące uczucie — czuję się Europejczykiem, a już nim nie jestem" — pisał w „Zapiskach dyletanta". Kim był, kim jest w takim razie Tyrmand? Jak myśleć o dzisiejszym świecie z Tyrmandem? To już pytanie otwarte, pytanie do jego fanów, czytelników i odbiorców — do nas.

Natalia Szerszeń

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"