Korespondencja z Cannes
Decyduje moda na rumuńskie kino, która trwa nieprzerwanie od czasu, gdy Puiu pokazał „Śmierć pana Lazarescu”, a Mungiu „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”? Tak, ale też trzeba powiedzieć, że Rumuni wciąż utrzymują wysoki poziom. Opowiadają o zwyczajnych ludziach, ale w ich filmach przegląda się trudny czas socjalizmu i transformacji, wymagający od ludzi podejmowania niełatwych decyzji.
„Sieranevada” Cristi Puiu to opowieść o jednej, wielopokoleniowej rodzinie, która spotyka się w czasie przygotowań do stypy. W filmie przeglądają się różne postawy i różne polityczne orientacje. Rumuńska codzienność z nostalgią starszego pokolenia za czasami Ceausescu, zagubieniem młodych, z rozczarowaniami i nadziejami.
Portret współczesnej Rumunii kreśli też Cristian Mungiu. Akcja jego filmu „Matura” toczy się w Cluj. Miejscowy lekarz chce wysłać córkę na studia do Anglii. Dziewczyna ma zapewnione stypendium, musi jednak mieć bardzo wysoką średnią na maturze. Mungiu proponuje opowieść o moralności. Jest w niej wszystko: korupcja władzy, wyniesiona z czasów socjalizmu chęć „załatwiania” wszystkiego po znajomości, kłamstwo w rodzinie. Jest zderzenie starszego pokolenia z młodym.
— Chciałem zrobić film o tym, co dla mnie jest ważne — mówił w Cannes Mungiu. — O relacjach między rodzicami i dziećmi. W naszych gazetach ukazuje się dużo artykułów o korupcji i o edukacji. Wycinałem je, wkładałem sobie do teczek. A potem pomyślałem, że może powinienem materiały z tych teczek zmieszać razem. Bo to potwornie ważne, co przekazujemy naszym dzieciom. I nie chodzi o to, co mówimy. Chodzi o to, co robimy.
W „Maturze” odbija się codzienność Rumunii.