Od dawna jest moim faworytem. Wydaje albumy rzadko; u nas ukazują się na ogół z wieloletnim poślizgiem. Ale akurat ten, zatytułowany „Patience", Daniel Clowes (ur. 1961) opublikował w USA w tym samym roku, w którym pojawił się w Polsce.
Obsypywany nagrodami autor ma na koncie współpracę z Davidem Lynchem, z którym połączyło go upodobanie do kampu, groteski i czarnego horroru, a wszystko to podane w surrealistycznym sosie. W jego album wchodzi się więc jak w szaleństwo. Od pierwszych kadrów przyprawia on o gęsią skórkę.
Patience, czyli Cierpliwość – takie imię nosi bohaterka. Dwuznaczny tytuł, ale opowieść zaczyna się banalnie. Jest rok 2012, jakieś amerykańskie miasto, para biedaków-przeciętniaków dowiaduje się, że zostaną rodzicami. Są szczęśliwi, ale też oszołomieni. A czytelnik spodziewa się najgorszego.
Clowes nawet prostą, intymną scenę potrafi nasycić grozą. To kwestia kadrowania, sposobu rysowania i kolorystyki. Barwy zgrzytliwe, odpychające, nienaturalne (czasem ciało jest niebieskie, to znów żółte lub fioletowe); linia dziwnie zimna, „nieżyczliwa" postaciom. Kadry niby realistyczne, sceneria z życia wzięta, lecz wszystko nagle przeobraża się w wynaturzenie, wręcz obrzydliwość.
A jednak nawet fantastyczne sytuacje nacechowane są zwyczajnością. Ani przez moment ta dziwna bajka nie pozwala nam zapomnieć, że dzieje się tu i teraz. A ludzie? Kreatury-karykatury. Cóż, znamy podobnych aż za dobrze.