Rzeczpospolita: „La La Land" tylko przez moment był najlepszym filmem na tegorocznej gali rozdania Oscarów. Nagroda ostatecznie trafiła do twórców „Moonlight". Media ogłosiły, że jest to największa wpadka w historii gali.
Robert Ziębiński: To pierwsza tego typu sytuacja w 89-letniej historii Oscarów. Nigdy nie zdarzyło się, żeby ogłoszony werdykt okazał się pomyłką. Ale tak naprawdę to sytuacja bardzo korzystna dla obu filmów. Bo Oscary to święto, które trwa dobę i właściwie bardzo trudno przypomnieć sobie filmy nagradzane przed kilku laty. Jeśli zadalibyśmy sobie pytanie, czy „Chłopcy z ferajny" dostali Oscara dla najlepszego filmu, to pewnie mielibyśmy problem z odpowiedzią. Teraz zarówno „La La Land", jak i „Moonlight" przeszły do historii. Nie ze względu na swoją wartość artystyczną, ale właśnie przez tę wpadkę.
Kto w tej sytuacji jest winny?
Nie wiem, czy w ogóle powinniśmy się zastanawiać nad tym, kto zawinił. Mam wrażenie, że branża filmowa przyjęła to całkiem dobrze. To dziennikarze szukają winnego, tymczasem filmowcy podchodzą do tej sytuacji z dystansem. Bo zawinił pewnie chaos, czynnik ludzki. Przypuszczam, że wina spadnie na producenta, który już nigdy nie zorganizuje żadnej gali. Ale tak naprawdę nigdy nie dowiemy się, co tam się wydarzyło.
A może to spisek?