Rzeczpospolita: Jedna z warszawskich bibliotek akademickich dokona selekcji i wycofa ponad 80 tys. książek. Dotyczy to głównie tytułów, których od lat nikt nie wypożycza. Ale czy to wystarczający powód?
Remigiusz Sapa: To zależy od funkcji danej instytucji. W tym przypadku jest to biblioteka akademicka, której zadaniem jest wspieranie bieżących badań naukowych i edukacja studentów. Zatem coś, co nie jest wykorzystywane, stanowi pewne obciążenie. Niestety, sytuacja się komplikuje, bo wśród publikacji naukowych istnieją tzw. uśpione królewny. Są to książki, których nikt nie cytuje ani nie wypożycza przez 50 lat i nagle powracają do przestrzeni akademickiej. Dlatego jeżeli założymy, że wyrzucamy wszystkie nieużywane przez kilkadziesiąt lat książki, to istnieje pewne ryzyko, że wśród nich znajdzie się również jeden promil takich, które ktoś kiedyś będzie chciał przeczytać.
Czy to ryzyko usprawiedliwia ogromne koszty przechowywania książek?
To zależy od budżetu danej jednostki, ale ja mam co do tego duże wątpliwości. Oczywiście patrzę na to z perspektywy bibliotek akademickich. Rola gromadzenia dorobku kulturalnego i naukowego spada przecież na biblioteki narodowe. Natomiast w jednostkach uczelnianych taka zdecydowana selekcja nieaktualnych książek jest wręcz procesem naturalnym.
Co się dzieje z niepotrzebnymi książkami?