Reklama

Amerykańska maszyna dźwiękowa

Orkiestra z Buffalo zapewniła polskim słuchaczom lekcję poglądową na temat wielkiej trójki kompozytorów z USA, Barbera, Bernsteina i Gershwina.

Aktualizacja: 21.03.2018 10:20 Publikacja: 21.03.2018 10:17

Foto: materiały prasowe

To oni stworzyli podwaliny pod potęgę amerykańskiej muzyki, nim nadeszła fala awangardy i minimalizmu. W Polsce ciągle o nich zbyt mało wiemy, a stwierdzenie to dotyczy przede wszystkim Samuela Barbera, kompozytora praktycznie u nas niegrywanego.

W jego życiorysie można wyróżnić trzy fazy, I Symfonia, z którą na Wielkanocny Festiwal Beethovenowski przyjechała Buffalo Philharmonic Orchestra, pochodzi z okresu najwcześniejszego, powstała w latach 30. XX wieku. Słychać w niej echa europejskiego postromantyzmu, ale nie skomponował jej epigon dawnych mód tylko artysta poszukujący swojej drogi, własnych rozwiązań brzmieniowych.

Pozornie jednoczęściowa, jednak złożona z czterech oddzielnych elementów, I Symfonia oscyluje między dramatyzmem a liryzmem, między tradycyjną melodyką a próba nowych rozwiązań harmonicznych. Samuel Barber operuje w niej przede wszystkim dużą masą dźwiękową, której siłę starała się jeszcze bardziej podkreślić JoaAnn Falletta, od 1999 roku sprawująca kierownictwo muzyczne orkiestry w Buffalo. Jest pierwszą kobietą-dyrygentką prowadząca jeden z wielkich amerykańskich zespołów filharmonicznych.

JoAnn Falletta lubi wyrazistą dynamikę i mocne orkiestrowe tutti. O ile w I Symfonii Barbera, wyrastającej z tradycji Richarda Straussa, miało to uzasadnienie, o tyle w Koncercie fortepianowym F-dur Geroge’a Gershwina zaczynało przeszkadzać. Ten błyskotliwy utwór oscylujący między romantyczną frazą rodem z Czajkowskiego a charlestonem i jazzem wymaga finezji i lekkości. Ciężkie forte nie powinno się zderzać z wirtuozerią pianisty, jak to tym razem miało miejsce.

Solistą w koncercie Gershwina był 23-letni Conrad Tao, urodzony w Illinois, syn chińskich naukowców mieszkających w USA. To wielki talent, ale o cechach typowych dla współczesnej generacji młodych pianistów. Dysponuje więc oszałamiającą wręcz techniką, lubi grać szaleńczo szybko i głośno. Swym umiejętnościami podbił festiwalową publiczność w Filharmonii Narodowej, tym niemniej w jego wirtuozowskiej interpretacji zabrakło nieco niezbędnego feelingu. Był romantyczny rozmach, ale w elementach jazzowych Conrad Tao podkreślał raczej ich punktowany rytm, bez pulsacji, która nadaje muzyce życie.

Reklama
Reklama

Ciekawym doświadczeniem poznawczym były „Tańce symfoniczne”, jakie Leonard Bernstein ułożył z motywów słynnego musicalu „West Side Story”. Największe jego przeboje zna każdy, tu poza „Somewhere” i przywołanej na chwile „Marii” ich nie usłyszał . Bernstein opracował suitę prawdziwie koncertową, momentami wszakże zbyt wykoncypowaną, ale pozwalającą zaistnieć niemal wszystkim instrumentom nie tylko w orkiestrowym tłumie. Buffalo Philharmonic Orchestra miała zatem okazję zaistnieć nie tylko jak wielka maszyna, ale też zbiór indywidualności instrumentalnych.

Nastrojowym uzupełnieniem programu zaproponowanym przez Joann Fallettę było Adagio z III Symfonii Krzysztofa Pendereckiego.

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama