Przed wejściem wszyscy uczestnicy pokazu dla prasy, który odbył się w warszawskim hotelu Novotel, odczuwają dziwny lęk. Nie wiemy, co nas czeka, nie wierzymy, że rzeczywiście nic nie będzie widać. Dostajemy śliniaczko-fartuszki i precyzyjne wskazówki, jak zachowywać się w środku (nie kłaść rąk na stole, bo możemy je włożyć w czekającą na nas potrawę, dobrać się w grupy po sześć – osiem osób, iść powoli, trzymając rękę na ramieniu poprzedzającej nas osoby, wyłączyć komórki, schować wszelkie świecące przedmioty).
Wchodzimy w ciemność gęsiego. Prowadzi nas niewidomy Paweł, który mówi, w którą stronę skręcamy, kiedy dochodzimy do stołu, gdzie są krzesła. Siadamy. Pierwsze wrażenie, że w sali jest pełno ludzi, słychać rozmowy tych, którzy już zasiedli. Wszyscy są podekscytowani. Tu naprawdę nic nie widać, kompletne ciemności.
Jeśli ktoś z obsługi ma noktowizor, to musi mieć naprawdę niezły ubaw
– O, znalazłem widelec, uwaga, mam nóż, przede mną jest szklanka, ale pusta. Jak nalać do niej wodę z butelki, którą wręcza nam kelner? Trzeba postawić szklankę na stole, włożyć do niej palec, przytknąć butelkę do jej brzegu i nalewać wodę, aż poczujemy, że zbliżyła się do palca.
Głosy wszystkich są podniesione, podekscytowane. Zaczynamy jeść przystawkę, każdy głośno dzieli się wrażeniami. – Czy to pieczony schab? A te sześcianiki to chyba foie gras? Jecie widelcem czy rękami? O, znowu przelot na pusto, myślałem, że coś nabrałem, a tu nic...