– Pralinki to cukiernicza biżuteria, którą często kupuje się na prezent, rzemieślnicza wizytówka i dowód kunsztu ręcznego wytwarzania wyrobów czekoladowych – mówi „Rz” Andrzej Jacek Blikle, prezes słynnej rodzinnej firmy cukierniczej, której początki sięgają 1869 roku. – Wróciliśmy do pralinek, bo to nasza ważna tradycja, a także europejski standard.
– W 2004 r. Wedel wprowadził Dział Rarytasów, w którym pracuje kilkunastu doświadczonych cukierników – opowiada „Rz” maestro czekolady w firmie Wedel Janusz Profus (taki ma oficjalny tytuł). Jako mistrz cukierniczy od kilku lat wymyśla, zmienia i udoskonala firmowe receptury. – Zajmujemy się pralinami, tu każdy element jest przez nas przygotowywany na miejscu. Większość robionych tutaj pralin trafia później do wedlowskich pijalni czekolady w całej Polsce.
[srodtytul]Wyrafinowani Polacy[/srodtytul]
Jak opowiada Janusz Profus, kiedyś praliny powstawały na bazie tzw. pomad cukrowych, gdzie nadzienie było bardzo słodkie i cukrowe. – Dzisiaj klienci oczekują bardziej wyrafinowanych smaków, głównie korzystamy więc z tzw. ganaszy czekoladowych, czyli mieszaniny na bazie czekolady i śmietanki z ewentualnymi dodatkami olejków, likierów, przypraw – wyjaśnia. Zdaniem Profusa podniebienia Polaków są coraz bardziej wyrafinowane. – Dominują smaki dojrzałe, zdecydowane. Zawartość naturalnego kakao to co najmniej 70 proc. Praliny mogą być wzbogacone o burbon czy miód. Najchętniej wybierane to trufla francuska i trufla gorzka – wyjawia maestro.
Andrzej Blikle przyznaje, że trudno mu wskazać rodzaj pralinek, który cieszy się największą sympatią klientów, bo sprzedawane są głównie w zestawach. – Można by tu jednak wyróżnić te z nadzieniem z marcepana.