Reklama

Pułapki dla głosów

„Norma” Belliniego to opera kobiet. W Filharmonii Narodowej pokonał je jednak rewelacyjny Zoran Todorovich.

Publikacja: 08.03.2010 19:03

Hasmik Papian błysnęła nie tylko głosem, ale też kondycją

Hasmik Papian błysnęła nie tylko głosem, ale też kondycją

Foto: Filharmonia Narodowa

Fanów pięknego śpiewu jest w Warszawie wielu. Tłumnie i gorąco było zatem w weekend w Filharmonii na dwóch prezentacjach arcydzieła belcanta – „Normy” Vincenzo Belliniego.

Relację zacząć trzeba nietypowo i używając archaicznego już określenia, że orkiestra Filharmonii Narodowej pod batutą Antoniego Wita „tęgo grała”. Od potężnych marszowych rytmów drżały ściany, a we wstępach do obu aktów morze dźwięków pochłonęło słuchaczy.

Silny akompaniament niestraszny jednak wielkim głosom, a taki ma Hasmik Papian. Ormianka, która zagraniczną karierę zaczynała na scenie warszawskiego Teatru Wielkiego, dziś jest gwiazdą światowego formatu. I ma warunki ku temu, by sięgnąć po rolę Normy, w historii opery zarezerwowaną dla największych artystek.

U Hasmik Papian na równi należy podziwiać barwę głosu, jak i nieprawdopodobną kondycję. Dzięki niej z tą samą świeżością i siłą mogła zaśpiewać po trzech godzinach finał „Normy”. Zabrakło natomiast interpretacyjnej finezji i bogactwa emocji.

Belcanto to bowiem nie tylko piękny śpiew, ale także ogromna różnorodność ekspresji. Udowodnił to tenor Zoran Todorovich. Na pierwszym koncercie zaczął fatalnie, od dwóch potknięć na wysokich, popisowych dźwiękach, ale potem stworzył fenomenalną kreację. Każdy wokalny niuans służył budowaniu postaci Pollione, kochanka Normy.

Reklama
Reklama

Kwartet głównych solistów uzupełniali: młoda Amerykanka Allyson McHardy i obdarzony ciepłym basem Janusz Monarcha. A Antoni Wit tak różnicował tempa, by każdy ze śpiewaków poradził sobie z pułapkami Belliniego.

I jeszcze ważna informacja dla miłośników belcanta: na sierpniowy festiwal Chopin i Jego Europa „Normę” przygotowuje słynny włoski dyrygent Fabio Biondi.

Fanów pięknego śpiewu jest w Warszawie wielu. Tłumnie i gorąco było zatem w weekend w Filharmonii na dwóch prezentacjach arcydzieła belcanta – „Normy” Vincenzo Belliniego.

Relację zacząć trzeba nietypowo i używając archaicznego już określenia, że orkiestra Filharmonii Narodowej pod batutą Antoniego Wita „tęgo grała”. Od potężnych marszowych rytmów drżały ściany, a we wstępach do obu aktów morze dźwięków pochłonęło słuchaczy.

Reklama
Kultura
Artyści w misji kosmicznej śladem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego
Kultura
Jan Ołdakowski: Polacy byli w powstaniu razem
Kultura
Jesienne Targi Książki w Warszawie odwołane. Organizator podał powód
Kultura
Bill Viola w Toruniu: wystawa, która porusza duszę
Kultura
Lech Majewski: Mamy fantastyczny czas dla plakatu. Nie boimy się AI
Reklama
Reklama