Rz: Tracham sobie dziś bryką jak wporzo umcyk, z ziomalem ping-pongiem. Nagle lookam, a tu śmiga niezła szmula z procą, szmaty ma cool. Koleś szybko zlepił bałwana i pyta: Ściemniamy? Nie chciałem, bo z niego przygas i zawsze trzodę robi. No i widać, że to blachara, a moja bryka to trabant po tuningu”. To zdania, które krążyły w Internecie, mógłby pan je przetłumaczyć?
Bartek Chaciński:
Spróbuję. „Pędzę dziś samochodem niczym ci sympatyczni mężczyźni, którzy gustują w słuchaniu podczas jazdy głośnej muzyki o wyrazistym rytmie. Obok mnie siedzi kolega, z racji wzrostu predestynowany raczej do uprawiania ping-ponga niż koszykówki. Wtem widzimy idącą ulicą bardzo atrakcyjną kobietę. Jest szykownie ubrana i – co nie umyka naszej uwadze – nosi stringi. Na to kolega zażywa dawkę niedozwolonej prawnie białej substancji i proponuje, byśmy nawiązali z nią bliższą znajomość. Nie zgadzam się, bo kolega jest dość powolny i mało błyskotliwy. Poza tym kobieta najwyraźniej należy do tych, którym zaimponować można tylko efektownym samochodem. A mój to ledwie lekko ulepszony trabant”.Trzeba pamiętać, że tych kilka zdań, które pani zacytowała, to język sztuczny. Ulepił je mój znajomy zafascynowany słowami funkcjonującymi obecnie wśród młodych. Ale wyrażenia te rzadko występują w takim zagęszczeniu.
I używa ich raczej niewielka część młodzieży, prawda? Kto posługuje się tym językiem i dlaczego? Ci, którzy chcą być fleszi i dżezi?
To rodzaj slangu, jeśli przyjmiemy, że to język, który chce być w kontrze do zastanego, a także wobec nauczycieli, rodziców. Chodzi o to, by starsi nie rozumieli, o czym rozmawiają młodzi. Wynika on z fascynacji tym co nielegalne, niedozwolone, wiele wyrażeń przenika tu ze slangu więźniów. Ale to przede wszystkim bank słów. Nie można nimi opowiedzieć wszystkiego. Nie oddaje subtelnych stanów psychicznych, a jedynie uczucia skrajne, ekstremalne. Kto go używa? Młodzi z różnych środowisk, nie tylko biednych czy patologicznych. Najczęściej wówczas, gdy nie umieją wyrazić inaczej swoich stanów emocjonalnych bądź wstydzą się nazwać je po imieniu. Fleszi i dżezi (czyli dawniej trendy) chcą być dzięki takiemu językowi ludzie „starsi”, najczęściej dwudziestoparoletni. Sam należałem do takiej grupy. Kiedy już wiedziałem, że zaczynam podlegać pewnym obowiązkom, rygorom pracy, ale chciałem być jeszcze postrzegany jako dwudziesto-, a nie trzydziestolatek. Język w tym pomaga.