Marco Minardi‚ brodaty‚ szczupły mężczyzna w średnim wieku, od 16 lat hoduje świnie. Na początku lat 90. porzucił Ravennę i studia weterynaryjne i przeniósł się w wysokie góry Toskanii‚ w okolice miejscowości Palazzuolo sul Senio. Gdy zaczynał‚ w całych Włoszech było 12 samców rasy cinta senese‚ czyli sieneńskiej. Do początku XX wieku w Chianti była jedyną hodowaną tu rasą. Już w XIV wieku świnie sieneńśkie uwiecznił na fresku „Effetti del Buongoverno” w Palazzo Comunale w Sienie Ambrogio Lorenzetti .
Zwierzę ma długi pysk i charakterystyczną czarną sierść z białym „kołnierzem”. Stąd ich nazwa – cinta, czyli pas. Nie może on pokrywać więcej niż połowę grzbietu‚ a tylne kończyny muszą być całkowicie czarne.
Dzisiaj stado Minardiego liczy kilkadziesiąt sztuk i pasie się swobodnie w wysokich górach w rejonie Mugello. Minardi hoduje tu też między innymi brązowe świnie mora romagnola o oczach w kształcie migdałów. Oba gatunki są pod opieką stowarzyszenia Slow Food.
Świnie żyją w stanie półdzikim. Mają do dyspozycji ogromny teren‚ na którym biegają‚ śpią‚ jedzą żołędzie‚ kasztany‚ bulwy i trawę‚ chętnie trufle. Odwiedzający mogą wypatrywać świń za siatką. Pojechałam oglądać je z grupą doradców zajmujących się tematyką produktów regionalnych i tradycyjnych z ośrodków doradztwa rolniczego w całej Polsce (w ramach seminarium „Praktyczna realizacja rozporządzeń UE dotyczących produktów regionalnych i tradycyjnych na przykładzie Toskanii”).
Żeby się dostać do hodowli Minardiego‚ jechaliśmy kilka godzin wąskimi serpentynami przecinającymi toskańskie góry. Widoki były bajeczne‚ góry aż pieniły się od kolorów jesieni – złota‚ czerwieni‚ zgaszonej zieleni. W końcu autokar się zatrzymał. Żeby jednak dojść do siatki‚ za którą znajdują się świnie‚ trzeba było przejść kilkaset metrów pod górę stromą‚ żwirową ścieżką.