Niedokończony, a skończony

Mężczyzna trzymał na kolanach coś, co wyglądało jak krzyżówka lemura i gacka. Góra kilogram żywej wagi, w tym połowa to uszy. Ratler przy tym to potęga.

Publikacja: 20.02.2008 10:00

Niedokończony, a skończony

Foto: Rzeczpospolita

– Czy on jeszcze urośnie? – zapytałam.

– Nie. On jest skończony. W sensie wzrostu – objaśnił właściciel.

Przez moment poczułam się też skończona: „Na pewno już nie urosnę” – przemknęło mi, ale wysiadając z metra, doszłam do wniosku, że proces trwa, tyle że w drugą stronę. Smutna konstatacja, jednak świeciło słońce i zima nie dawała w kość, toteż szybko znalazłam pocieszenie: „Jestem jak dzieło sztuki”. Nie tylko ja, każdy z nas. Starzenie się to swoisty proces twórczy. Autorski, zindywidualizowany. Moja kosmetyczka mawia, że po zmarszczkach rozpoznaje charakter, nie wiek klientki. Najbardziej postarzają złośliwość, pogarda i zgorzknienie, podczas gdy zmarszczki śmiechu odmładzają jak lifting.

O wybitnych obrazach czy rzeźbach (a nawet filmach) mówi się podobnie – ta praca z czasem zyskuje, tamta ładnie się patynuje, jeszcze inna traci urodę z każdym rokiem. Niektórzy artyści nie chcą się zgodzić z upływem czasu – nie w stosunku do własnej osoby, lecz w odniesieniu do swych kreacji. Fundują pracom kuracje odmładzające. Uaktualniają je, wprowadzają zmiany dyktowane aktualnymi modami bądź dostosowują do własnych upodobań czy poglądów, także politycznych. Jak wiadomo, tylko krowa nie zmienia zdania (a profesor Artur Sandauer dodawał: „Widocznie jestem krową”).

Na ogół twórcy nie czują się przeżuwaczami, raczej przyznają się do pokrewieństwa z ptactwem. Z biegiem lat ich loty stają się coraz wyższe, wzrok coraz bardziej sokoli. Oglądając się wstecz, próbują korygować dawnych siebie, poprawiać niedociągnięcia młodości. Pewien kolekcjoner opowiadał mi, jak Artur Nacht-Samborski podstępem starał się wydobyć od niego zakupione obrazy. Pod pretekstem zmiany ram zabierał do pracowni i… rzucał się do przemalowywania. Nasz kapista nie stanowił wyjątku. Jak dalece artyści zmieniają koncepcję w trakcie pracy, ujawniają często promienie X.

Tycjan namalował „Wenus z lustrem” – dziś perłę waszyngtońskiej National Gallery – na zupełnie innej kompozycji. Dwie ujawnione w podczerwieni postaci, męska i żeńska, to być może Wenus z Marsem lub alegoria małżeństwa. W jeszcze większą konfuzję wprawiło badaczy odkrycie, że Giorgione, zanim w swej słynnej „Burzy” umieścił żołnierza (z lewej strony kompozycji), pierwotnie w tym miejscu naszkicował kobietę zażywającą kąpieli. Obecność czyścioszki unieważniała wcześniejsze interpretacje dzieła, w myśl których wenecjanin przedstawił mit grecki lub odpoczynek podczas ucieczki z Egiptu.

Są też artyści, którzy po prostu niszczą to, co wydaje im się niedoskonałe albo błędne. Claude Monet spalił pod koniec długiego życia część dorobku, zwątpiwszy w wartość wcześniejszych dokonań. „Nie jestem wielkim malarzem”, uznał. Władysław Podkowiński pociął nożem na paski „Szał uniesień”, uznając za pomyłkę… uczucie, którym darzył pewną zamężną damę – a „Szał” symbolizował jego namiętność. Bywa też, że twórca czeka na jakiś impuls z zewnątrz, żeby dzieło skończyć. Jean-Auguste Ingres otrzymał zamówienie na podobiznę pani Moitessier w 1844 roku. Pierwotnie z młodą damą miała pozować kilkuletnia córeczka. Malarz z powodu „nieznośnego bachora” zaniechał pracy. Klient uprzejmie odpuścił artyście portretowanie latorośli, mimo to po siedmiu latach wizerunek madame nadal nie był gotowy. Ingres potrzebował jeszcze pięciu lat, żeby dokończyć obraz.

Zdarzają się jednak przypadki, kiedy śmierć udaremnia korekty. Ba, nawet pierwotny zamysł nie zostaje zrealizowany do końca. Tak zdarzyło się Michałowi Aniołowi. „Pietę Rondanini” zaczął rzeźbić w 1552 roku. Pracował nad dziełem do końca życia, czyli jeszcze 12 lat. Podobno Buonarroti przerobił posąg na nowo sześć dni przed zgonem. „Obecnie Matka Boska, zamiast podtrzymywać ciało Chrystusa, opiera się na nim i oba ciała zdają się stopione ze sobą”, pisał współczesny rzeźbiarza. Koncepcja dopiero po stuleciach uznana została za rozwiązanie genialne i nowatorskie. Nie przeszkadza, że praca nie została ukończona. Pieta była skończona – w sensie idei.

– Czy on jeszcze urośnie? – zapytałam.

– Nie. On jest skończony. W sensie wzrostu – objaśnił właściciel.

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"