Zderzenie nieba z ziemią

Rozmowa z Moniką Rogozińską, dziennikarką, himalaistką, o ekstremalnych górach i wyprawach z polskimi archeologami

Publikacja: 02.05.2008 01:56

Monika Rogozińska

Monika Rogozińska

Foto: archiwum prywatne

[b]Rz: W majową Noc Muzeów w Toruniu, potem w Krakowie i w Warszawie, będzie pani pokazywać wystawę „Bogowie Andów”. Chce pani pokazywać Polakom świat czy też ważniejsze jest, by uświadomić nam dokonania polskich naukowców w Andach? [/b]

Monika Rogozińska: Ależ to pierwsze nie byłoby możliwe bez drugiego! Nie moglibyśmy opowiadać o świecie bez eksploracji i odkryć. A za tym stoją konkretni ludzie, o których staram się mówić od lat. Opowiadać nie tylko o naszych rodzimych sukcesach, ale przedstawiać też największych odkrywców naszych czasów. Organizowałam jedyną wizytę w naszym kraju sir Edmunda Hillary’ego (zdobywcy Mount Everestu) i Dona Walsha, który dotarł do najgłębszego miejsca na Ziemi – dna Rowu Mariańskiego. Reinholdowi Messnerowi przygotowałam w Warszawie prelekcję na uczelni i spotkania z mediami. Jako członek The Explorers Club mam dostęp do tych fantastycznych osób i chcę się nimi z Polakami podzielić. Spieszę się z tym, bo to już często osoby niemłode, których czas i marka są ważne i drogie.

[wyimek]Widzieliśmy wspaniałości! Mamy na zdjęciach symbol Andów: gigantyczne rośliny kwitnące raz na 100 lat [/wyimek]

Ostatnie półtora roku uparcie poświęcam promocji osiągnięć polskich archeologów w Andach, o których mało kto wiedział. O tym też jest wystawa. Pokazaliśmy ją już w Konsulacie RP na nowojorskim Manhattanie w marcu podczas zjazdu The Explorers Club. Zrobiła duże wrażenie. W tej chwili znajduje się w Limie. Będzie wizytówką Polski w maju podczas V Szczytu Unii Europejskiej – Ameryki Łacińskiej i Karaibów na szczeblu szefów rządów i państw.

Moją misją jest to, by mówić o Polsce i Polakach poza granicami naszego kraju. Publikuję artykuły o Polsce, ostatnio nawet w Japonii.

[b]O czym opowiedzą „Bogowie Andów”?[/b]

O świętych miejscach Inków i tajemniczych sanktuariach w Peru i Boliwii, które bada polsko-peruwiańska misja archeologiczna prowadzona przez prof. Mariusza Ziółkowskiego, o rytuałach, które podpatrzył i utrwalił na zdjęciach Krystian Bielatowicz, o najświeższych odkryciach naukowców i... dziennikarzy.

Razem z Krystianem, który rzucił archeologię prekolumbijską dla fotografii, przemierzyliśmy tysiące kilometrów: od pustyni nad Pacyfikiem po granice lodowców, by odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy dawni bogowie Andów wciąż je zamieszkują? Widzieliśmy wspaniałości! Mamy na zdjęciach symbol Andów: gigantyczne rośliny kwitnące raz na 100 lat słupem o wysokości 12 m (czterech pięter) złożonym z 20 tys. kwiatów. Znaleźliśmy się w takim kwitnącym lesie. Uczucie niezwykłe, to tak, jakby zobaczyć kwiat paproci.

[b]Co zobaczymy z odkryć polskich naukowców?[/b]

Nasi archeolodzy pracują na terenie ok. 2,5 tys. kilometrów kw. dookoła wulkanów Coropuna i Solimana, do wysokości 5,5 tys. m. Ta ogromna przestrzeń to fragment dawnego imperium Inków. Tu Polacy odnaleźli i cały czas odnajdują centra administracyjno-ceremonialne, sieć, dzięki której Inkowie sprawowali władzę. Głównym sanktuarium okazała się wyrocznia Maucallacta – takie andyjskie Delfy. W wyjątkowych sytuacjach, gdy bogom gór trzeba było oddać największą ofiarę (bo złożoną z dzieci), właśnie stąd musiał wyruszać orszak wspinający się na lodowiec Coropuny (6425 m), największego wulkanu Peru. Polscy archeolodzy odtworzyli tę królewską drogę.

[b]Co jest najtrudniejsze w eksplorowaniu i fotografowaniu na dużych wysokościach? [/b]

Szybkie przemieszczanie się. Z terenów na poziomie morza trzeba szybko przedostać się na wysokość ponad 5 tys. m. Toyotom, które wynajmujemy po cenach zniżkowych, ale jednak za 150 dolarów na dobę, licznik bije i trzeba zasuwać. Wszystko kosztuje: przewodnicy, muły, konie. Trzeba wykorzystać maksymalnie dużo środków w maksymalnie krótkim czasie. A wysoko w górach dzieją się z ludźmi dziwne rzeczy. Mdłości, osłabienie, potworny ból głowy, bezsenność. Wiem, jak się umiera na chorobę wysokości, bo cudem przeżyłam w 1980 r. pod Mount Everestem. Andrzej Zawada uratował mi wtedy życie.

[b]Urodziła się pani w Warszawie, co tak panią ciągnie na wysokości? [/b]

Wiem, że ciągle kojarzy się mnie z górami, ale góry nie są moją jedyną miłością. Skończyłam kulturoznawstwo.

[b]A jednak po studiach przeniosła się pani na kilka lat w Tatry i została ratownikiem tatrzańskim. [/b]

Nie tylko z powodu gór. Uwielbiam je, wtedy jednak bardzo chciałam być dziennikarzem. Na stażu w radiu nagrałam audycję z udziałem Juliusza Żuławskiego. Okazało się, że był na liście cenzorskiej, więc moja audycja wywołała straszną awanturę. Zderzyłam się z cenzurą i było to na tyle bolesne, że wolałam przenieść się do schroniska w Tatrach i wykonywać tam pracę, która przynajmniej przyda się na coś ludziom. W Dolinie Pięciu Stawów byłam więc kolejno: blokierką (wydawałam bloczki na zupę), kalkulatorką (czytaj: kasjerką), szefową kuchni. Ostatecznie zaś zostałam członkiem GOPR. A gdy doszłam do wniosku, że za chwilę nie będzie mnie stać na wędrowanie po górach – postanowiłam zrobić kurs na przewodnika tatrzańskiego. Zawsze przecież warto z pasji robić zawód. Na kursach ukrywałam ciążę, bo inaczej nie mogłabym brać w nich udziału. Wspinać się przestałam po urodzeniu pierwszego dziecka. Dzięki tym doświadczeniom byłam później dobrze przygotowana do wypraw w największe góry świata.

[b]Z Alpami jednak zetknęła się pani jeszcze podczas studiów.[/b]

W czasie wakacji pracowałam w Londynie, by za zarobione pieniądze wynająć przewodnika w Szwajcarii, który wprowadziłby mnie na drugi co do wysokości szczyt Europy – Monte Rosa (4634 m). Wędrowałam ścieżkami moich ulubionych bohaterów książek, takich jak np. „Niepotrzebne zwycięstwa” Lionela Terray’a. Spełniałam marzenia. Pamiętam, jak w latach 70. mój brat lekarz dostawał od firmy szwajcarskiej kalendarze z widokami Alp. Zbierałam te kartki i marzyłam, by kiedyś porównać kolorowy cud ze zdjęć z rzeczywistością. Rzeczywistość była piękniejsza!

W Himalajach byłam wiosną 1980 r., towarzysząc wyprawie Andrzeja Zawady na Mount Everest. Udało mi się przejść słynny Ice Fall – gigantyczny lodospad broniący dostępu do kotła tej góry.

Najtrudniejszą do przetrwania wyprawą, na którą pojechałam jako korespondent „Rzeczpospolitej”, radia i telewizji, była zima pod K2 od chińskiej strony, z ekipą Krzysztofa Wielickiego. To piękna i straszna góra. Najtrudniej jednak było przetrwać nie mrozy w huraganowy wiatr, ale samotność. Kamera telewizyjna kreowała wirtualnych bohaterów. Ja musiałam pisać prawdę.

[b]Co tak fascynuje w wysokich górach, że wciąż pani do nich wraca?[/b]

Wolność, piękno i poczucie sacrum w miejscu, w którym niebo zderza się z ziemią. Kiedy stoję pod rozgwieżdżonym sklepieniem i gwiazdy odbijają się w lodzie, mam wrażenie, że przebywam w makrokosmosie. Ciekawe, że nie odczuwam wtedy lęku przed śmiercią. Niezależnie od tego, po której jest się stronie, jest się częścią wszechświata.

[b]O czym pani teraz marzy?[/b]

Żeby mieć czas i fundusze, by usiąść i napisać książkę. Chciałabym zebrać to, co pisałam do gazet, nad czym pracowałam tygodniami, miesiącami, a było artykułem jednego dnia, i stworzyć z tego trwalszą całość. Chciałabym móc w przyszłym roku sprowadzić do Polski Buzza Aldrina, w 30. rocznicę jego lądowania na Księżycu.

Największym moim marzeniem jest jednak to, by wśród naszych kapitalistów powstał snobizm na sponsorowanie polskiej nauki i eksploracji, czyli badań terenowych; by dokonania rodzimych naukowców pokazywać w mediach, w telewizji, tak często, jak pokazuje się polityków.

Trzeba pokazywać młodym ludziom, że mają swoje miejsce w polskiej nauce, tak by po wykształceniu się w naszym państwie nie uciekali za granicę. Z taką beztroską trwonimy talenty.

[ramka][b]Monika Rogozińska[/b] jest współzałożycielem i sekretarzem Polskiego Oddziału The Explorers Club, pod którego egidą organizowała i prowadziła wyprawy po świecie tropem starych kultur, cywilizacji, mitów historii, polskich odkryć oraz szlakami skarbów wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Skończyła pedagogikę i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Po studiach kilkanaście lat spędziła w Tatrach. Przyjęto ją do GOPR, brała udział w akcjach ratunkowych. Została też przewodnikiem tatrzańskim. Opracowała autorskie programy zwiedzania, pozwalające obcokrajowcom poznać naszą kulturę i przyrodę. Do międzynarodowego i dziś już ponad stuletniego, prestiżowego stowarzyszenia The Explorers Club z siedzibą w Nowym Jorku zaproszono ją w 1993 r. (w klubie tym byli lub są m.in. zdobywcy biegunów Roald Amundsen i Robert Peary, lunonauci Buzz Aldrin i Neil Armstrong, żeglarz i archeolog Thor Heyerdahl). W 1980 r. uczestniczyła w wyprawie Andrzeja Zawady na Mount Everest (to przełomowa wyprawa w dziejach światowego himalaizmu – w czasie tej wyprawy zdobyto po raz pierwszy ośmiotysięcznik w zimie).

Potem jako dziennikarz-korespondent towarzyszyła zimowym eksploracjom takich ośmiotysięczników, jak: Nanga Parbat w Pakistanie, Makalu w Nepalu czy drugi szczyt Ziemi – K2.

Jest stałym współpracownikiem „Rz”, przewodnikiem ekstremalnych wypraw w Andy (np. dla kobiet z Europejskiego Stowarzyszenia Właścicielek Firm), promotorem dokonań polskiej nauki. Ma dwóch synów. [/ramka]

[ramka][b]Wystawa „Bogowie Andów”[/b]

Pokazywana będzie od 17 maja (Europejska Noc Muzeów) do 16 czerwca w Toruniu na dziedzińcu ratusza staromiejskiego, od 3 lipca w Muzeum Archeologicznym w Krakowie, w sierpniu na krakowskich plantach, jesienią w Warszawie. Jej autorami są: Monika Rogozińska – dziennikarka i Krystian Bielatowicz – fotograf, konsultantem prof. Mariusz Ziółkowski – archeolog, etnohistoryk, kierownik Ośrodka Badań Prekolumbijskich Uniwersytetu Warszawskiego [link=http://www.maa.uw.edu.pl]www.maa.uw.edu.pl[/link]).Wystawa jest plonem kilku podróży (m.in. dla magazynu „National Geographic Polska”) do miejsc czczonych przez ludność w Andach, w których nigdy wcześniej nie było fotografa. Przedstawia prace polskich archeologów i moment odkrycia przez nich inkaskich ruin, wnętrza grobowców i odkopane skarby przeszłości, niezwykłości natury, obrzędy potomków Inków.

Organizatorami są: Polski Oddział The Explorers Club, Ośrodek Badań Prekolumbijskich UW, „National Geographic Polska”, Muzeum Okręgowe w Toruniu, krakowski Kolektyw Fotografów Vis a Vis. Wystawa otrzymała patronat Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz honorowy – Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Patronem medialnym jest „Rzeczpospolita”.

O szczegóły wystawy można pytać jej autorkę: [mail=m.rogozinska@rp.pl]m.rogozinska@rp.pl[/mail]

[/ramka]

[b]Rz: W majową Noc Muzeów w Toruniu, potem w Krakowie i w Warszawie, będzie pani pokazywać wystawę „Bogowie Andów”. Chce pani pokazywać Polakom świat czy też ważniejsze jest, by uświadomić nam dokonania polskich naukowców w Andach? [/b]

Monika Rogozińska: Ależ to pierwsze nie byłoby możliwe bez drugiego! Nie moglibyśmy opowiadać o świecie bez eksploracji i odkryć. A za tym stoją konkretni ludzie, o których staram się mówić od lat. Opowiadać nie tylko o naszych rodzimych sukcesach, ale przedstawiać też największych odkrywców naszych czasów. Organizowałam jedyną wizytę w naszym kraju sir Edmunda Hillary’ego (zdobywcy Mount Everestu) i Dona Walsha, który dotarł do najgłębszego miejsca na Ziemi – dna Rowu Mariańskiego. Reinholdowi Messnerowi przygotowałam w Warszawie prelekcję na uczelni i spotkania z mediami. Jako członek The Explorers Club mam dostęp do tych fantastycznych osób i chcę się nimi z Polakami podzielić. Spieszę się z tym, bo to już często osoby niemłode, których czas i marka są ważne i drogie.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"