Inne rozwiązania nie wchodzą w grę. Chyba że zdecydujemy się na dwa batoniki. Kto raz ich spróbował, oddałby za nie wszystkie marsy i snickersy tej ziemi.
Batonik nie zmienił się od dziesięcioleci, choć w samym czekoladnictwie sporo się zmienia. Nawet batoniki Côte d’Or, którymi zwykłem się zajadać w Brukseli i na wielu lotniskach świata, poddane zostały liftingowi. Tymczasem batonik wymyślony przez Jeana Gallera, czekoladnika z Liege i oficjalnego dostawcę na królewski dwór, ma ciągle to samo opakowanie – w dwóch trzecich czarne, w pozostałej części kolorowe.
Taka oprawa to projekt żony czekoladnika, a to ma ścisły związek z pewną kamienicą w pobliżu Mozy. Młody Jean po studiach cukierniczych we Francji i Szwajcarii szukał miejsca na otwarcie własnego sklepiku w Liege. Trafił właśnie na ową kamienicę i wziąwszy kredyt, kupił ją.
Tak się złożyło, że sprzedający mieli córkę na wydaniu, która wpadła mu w oko (a on córce). Wzięli ślub, a dziś Jean mówi przekornie: – Nie jestem pewien, czy nie było odwrotnie: najpierw miłość, a potem kamienica.Dziś wspólnie robią: on czekoladki, ona ich oprawę.
W wytwórni spędziłem pół dnia. Jean wpadł tylko, by się przedstawić. Problem z Jeanem polega na tym, że cały czas się uśmiecha i dowcipkuje. Podobnie jak jego córka Justine, dziewczyna niezwykłej urody, w której z miejsca się platonicznie zakochałem.