[b]Rz: Można unosić się w powietrze na wiele różnych sposobów, pani wybór padł na paralotnię. Dlaczego?[/b]
Emilia Plak: Mieszkałam wiele lat obok lotniska na Bemowie w Warszawie i często patrzyłam na unoszące się w powietrzu szybowce. Miałam wtedy dwa marzenia: mieć własne skrzydła i motocykl. Paralotni w powietrzu nie widziałam. Po raz pierwszy zobaczyłam je na zdjęciach. Znajomy po przebytym kursie paralotniarskim pokazał mi fotografie i opowiadał o swoim lataniu z tak zaraźliwą pasją, że zdecydowałam się na podobny kurs niemal natychmiast. To było 11 lat temu w Jeżowie Sudeckim. Spróbowałam i od razu wiedziałam, że paralotniarstwo będzie moim sposobem na życie.
[b]Co tu tak wciąga? Oprócz kominów termicznych oczywiście.[/b]
Niezwykłe, nieporównywalne z niczym uczucie wolności. Wypełnia wtedy człowieka odwaga i ciekawość. Tam, w górze, jest się zawsze samemu, całkowicie zdanym na własne umiejętności. Wciąga potrzeba rozwijania się i nauki. Bo paralotniarstwo jest sportem, którego uczymy się cały czas. Tu się nie da odcinać kuponów. Po pierwszych trzech podstawowych etapach szkolenia (loty niskie do 100 m, loty wysokie powyżej 200 m oraz loty termiczne i żaglowe) można już próbować wykręcać się pod podstawy chmur. A jak się tego spróbuje, przepadłeś. W tym momencie człowiek wiąże się z paralotnią prawdopodobnie na całe życie.
[b]Co to znaczy „wykręcać się pod podstawy”?[/b]