[b]Śpiewa pani subtelne, proste piosenki. Skąd ta skromność?[/b]
Z małego kościoła w Georgii - tam poznałam muzykę. Nauczyłam się koncentrować na emocjach i duchowości, nie na efektownym brzmieniu. Jako nastolatka przeniosłam się do Atlanty, poznałam jazz i zrozumiałam, jak ważna w muzyce jest wolna przestrzeń. Pozwalam dźwiękom „oddychać”, zostawiam miejsce dla niuansów i subtelności.
[b]Muzycy polegają dziś na komputerowym sprzęcie, a pani trzyma się tradycyjnych instrumentów i naturalnego brzmienia. Dlaczego?[/b]
Nie chcę, by rytm utworów był perfekcyjnie wymierzony. Wolę czuć w nim więcej życia i niespodzianek. Rytm ma być jak rzeka - stabilny, ale falujący, ze zmiennym nurtem. Laboratoryjnie czyste brzmienie wydaje mi się nieciekawe. Tam, skąd pochodzę, instrumentaliści swym sposobem grania przekazują ważne treści. To, jak grasz, dużo mówi o twoich korzeniach, doświadczeniach. Uwielbiam muzykę, która jest osobista, nosi odręczny podpis autora.
[b]Kto miał większy wkład w pani edukację muzyczną - tata pianista czy mama pieśniarka? [/b]