Chłodny sposób bycia

Pierwszych opadów białego puchu amatorzy sportów zimowych wypatrują już w październiku. Tyle że nie za oknem, ale w internetowych i telewizyjnych prognozach pogody. I robią wszystko, by z nartami bądź deską snowboardową wyrwać się w góry choćby na weekend.

Publikacja: 20.12.2008 13:37

Chłodny sposób bycia

Foto: Rzeczpospolita

Narty, niegdyś sport elitarny, bo poza góralami uprawiany albo przez wyjątkowo zagorzałych fanów sportu, albo przez wyjątkowo zamożnych, wreszcie trafiają pod strzechy. I to nie tylko ze względu na coraz tańszy sprzęt narciarski i atrakcyjne ceny wyjazdów. To efekt szerzącej się mody na wypoczynek w górach, bo urlopy zimowe powoli stają się równie popularne jak letnie.

Artykuł pochodzi z archiwum "Rzeczpospolitej"

Sam widok ośnieżonych stoków i drzew wystarcza jednak nielicznym. Większość osób wyjeżdżających zimą w góry chce spędzić czas aktywnie. Dlatego polskie i zagraniczne ośle łączki dla początkujących narciarzy zapełnia coraz więcej osób w różnym wieku. Co ciekawe, 30-latkowie bywają w takich grupach liczniejsi od uczniów przebywających właśnie na zimowiskach. Natomiast ci, którzy na nartach jeżdżą od dziecka i których zaczyna nudzić własne mistrzostwo, zamieniają je na snowboard i łatwo uzależniają się od adrenaliny, jaką dają śnieżne ewolucje.

 

 

Katarzyna Majewska, 34-latka z Warszawy, nigdy nie zapomni swojego pierwszego razu na nartach. Jechała z niechęcią, jako towarzyszka grupy narciarzy, przygotowana na wielogodzinne nudy w restauracji na dole stoku. Przyjaciele namawiali ją na zjazd przez całą kilkugodzinną drogę samochodem. Nie pomagały nawet argumenty, że pożyczą jej najładniejszy strój, a na stoku, dokąd jechali – sąsiadującym z olimpijskim Lake Placid, jeździli najlepsi narciarze świata. W końcu udało się im namówić ją, aby przejechała na nartach parę metrów. – To było to! Na tych nartach – ślicznych, krótkich salomonach koleżanki – po prostu się płynęło. Z górki dla początkujących zjechałam dwa razy i od razu wjechałam wyciągiem na trasę dla średnio zaawansowanych. Okazało się, że zjeżdżanie to żadna filozofia. Gorzej było z hamowaniem – wspomina Kasia, obecnie narciarka z siedmioletnim stażem.

Podobne opory, tyle że przed przesiadką z nart na snowboard, miał Andrzej, 52-letni dyrektor dużej firmy telekomunikacyjnej, który na narty wyjeżdżał corocznie od 19. roku życia. W tym czasie zaliczył największe stoki w Europie i USA, lodowce, a nawet niebezpieczną jazdę off-piste, poza trasami. – Chciałem spróbować jazdy na snowboardzie, ale czułem się głupio w towarzystwie dzieciaków w wieku mojego syna. Okazało się, że snowboard nie ma w sobie nic dziecinnego, a frajda jest taka sama zarówno dla 16-latka, jak i dla 50-latka – opowiada Andrzej. Dziś zdarza mu się, że na wyjazdy w góry w ogóle nie zabiera nart. Coraz częściej też zamiast „narciarz” mówi o sobie „snowboardzista” i namawia kolegów z firmy na przesiadkę z „boazerii” na „parapet”. Zawsze zastrzega jednak, że warunkiem tej zmiany jest dobra kondycja i odporność na ból. – Snowboardowe ewolucje potrafią dać człowiekowi w kość. A towarzystwo, z którym się zjeżdża, rzadko przestrzega zasad bezpieczeństwa, więc poza tym, że trzeba powstrzymywać chęć naśladowania młodych akrobatów, trzeba też uważać, żeby żaden nie zrobił sobie lądowiska z naszych pleców – ostrzega Andrzej.

 

 

Do niedawna snowboardziści mieli najgorszą opinię na stokach. Zawdzięczali ją nastoletnim miłośnikom deski, którzy powodowali najwięcej zderzeń. Obecnie poziom osób uprawiających narciarstwo i snowboarding wyrównał się i ratownicy górscy mówią raczej o piratach „osprzętowych”, czyli ludziach, którzy nie dostosowują stopnia trudności trasy i rodzaju sprzętu do swoich możliwości. Maciek Majewski, mąż wspomnianej Katarzyny, który za czasów studenckich organizował wyjazdy na narty i był nieformalnym instruktorem kilku grup znajomych, porównuje stok do ulicy pełnej samochodów. – Ty możesz jeździć zgodnie z przepisami, nie przekraczając dozwolonej prędkości, a giniesz z winy rozpędzonego nastolatka w terenówce – tłumaczy.

Niestety, zimowe statystyki ze stoków są równie alarmujące, jak dane z polskich dróg po każdym długim weekendzie. Na szczęście wypadki śmiertelne na stokach to wciąż rzadkość. Polscy GOPR-owcy w sezonie zabierają ze stoków kilkunastu połamanych narciarzy i snowboardzistów dziennie, a Uniwersytecki Szpital Ortopedyczno-Rehabilitacyjny w Zakopanem to nadal najlepsza szkoła dla przyszłych ortopedów. Tu lekarze stażyści mają na co dzień do czynienia z poważnymi i skomplikowanymi przypadkami złamań. Równie często jak brawura do kraks na stoku prowadzi nadmierny entuzjazm nowych adeptów białego sportu.

Kasia Majewska, dziś mądrzejsza o kilkanaście wyjazdów i długie godziny pod okiem instruktora, pewnie nie zdecydowałaby się na wspominane szarżowanie w górach Adirondack, gdzie już po pół godzinie zamieniła oślą łączkę na szlak dla doświadczonych narciarzy. A już na pewno kompletnie zielona nie wjeżdżałaby na stok w Polsce lub w którymkolwiek z narciarskich krajów Europy. – To byłoby samobójstwo. Wtedy miałam ogromne szczęście, bo była nie najlepsza pogoda, która wypłoszyła ze stoku większość narciarzy. Opiekowali się mną też bardzo doświadczeni narciarze. Bo przecież taki początkujący narciarz na środku stoku to wielkie zagrożenie. Ryzykowałam zdrowie nie tylko swoje, ale i innych. To tak, jakby na środek autostrady wypuścić drogowego neofitę, który nie potrafi zapanować nad kierownicą i myli pedał gazu z hamulcem – ocenia Kasia.

 

 

Strach przed kontuzją powoduje, że coraz więcej średnio zaawansowanych narciarzy wybiera wyjazdy z instruktorem, który, poza szkoleniem, dba też o bezpieczeństwo swojej grupy. Marta Kozakiewicz i Piotr Sit, właściciele warszawskiego biura podróży Medula, które specjalizuje się w wyjazdach na narty, zauważają, że tacy klienci to druga co do wielkości grupa zimowych urlopowiczów. – Zgłasza się do nas coraz więcej osób, które kiedyś liznęły narciarstwa, ale miały bardzo długą przerwę i teraz chcą nauczyć się poprawnej technicznie jazdy. Są to osoby po 30., 40. roku życia, świadome niebezpieczeństw czyhających na stoku, które z instruktorem czują się pewniej – mówi Marta Kozakiewicz. W czasie takiego tygodniowego wyjazdu szkoleniowego zjazdy nagrywane są kamerą wideo, a potem analizowane, kadr po kadrze, przez całą grupę. Pod koniec 7- lub 14-dniowego pobytu klient wyjeżdża z poczuciem, że wiele się nauczył i wie, jakich błędów się wystrzegać.

Swoje umiejętności doskonalą też snowboardziści. W szkole olimpijki Jagny Marczułajtis w Witowie koło Zakopanego tajniki jazdy na desce mogą zgłębiać adepci na wszystkich poziomach zaawansowania – od początkujących, po chcących uzyskać uprawnienia instruktorskie. Tutaj również czeka ich analiza nagranego zjazdu i elementy teorii, a po zajęciach – jak w większości zimowych ośrodków – apres-ski, czyli imprezy po całym dniu na nartach. A atrakcje oferowane przez ośrodki narciarskie w Polsce i za granicą można mnożyć bez końca. Obok tradycyjnych zabaw przy muzyce i dobrym alkoholu do wyboru są wycieczki na rakietkach śnieżnych, kuligi, przejażdżki z psami husky, a nawet zabiegi Spa i Wellness.

 

 

Narty – przy ich wyborze początkujący narciarz powinien zdać się na doradcę w sklepie sportowym lub wypożyczalni. Musi jednak wiedzieć, że długość nart powinna wzrastać proporcjonalnie do wzrostu narciarza, a jeśli ma on nadwagę, narty powinny być dłuższe dodatkowo o 5 cm. Długie narty zalecane są też dla zaawansowanych narciarzy.

Buty – według wielu szkół najistotniejszy element wyposażenia narciarskiego łączący nartę ze sterującym nią narciarzem. Jeśli są za luźne, trudniej jest wykonać skręt. Numer butów narciarskich powinien odpowiadać numerowi zwykłych butów, należy jednak przetestować je jeszcze w sklepie, pozostawiając je na nogach na co najmniej kwadrans. Kupując buty do snowboardu, należy kierować się podobnymi zasadami, trzeba jednak wiedzieć, że najlepsze są te, które mają minimum trzy klamry.

Kurtka – powinna być jak najcieńsza, by nie krępowała ruchów, najlepiej z lekkiej membrany – wiatroodpornej i przeciwdeszczowej. Prosta, z wieloma wewnętrznymi kieszeniami, dobrymi ściągaczami i kołnierzem przeciwśniegowym.

Bluza polarowa – główna izolacyjna warstwa cieplna. Wykonana z włókien syntetycznych nie tylko izoluje termicznie, ale zapewnia też przepływ powietrza, co zapobiega przegrzaniu.

Spodnie – powinny być na szelkach, o kształcie anatomicznym, dobrze dopasowane, ale nie za ciasne, z wewnętrznymi ściągaczami na łydce i z materiałów nieprzemakalnych. Czapka – dobrze dopasowana, powinna osłaniać uszy i czoło.

Rękawiczki – koniecznie pięciopalcowe, nieprzemakalne, ze wzmocnieniami. Nie oszczędzajmy na nich, a mierząc je, upewnijmy się, że nie ograniczają ruchu dłoni.

Okulary/gogle – z filtrem UV, dobrze dopasowane do głowy, ale nie uciskające. Najlepiej nosić je na sznurku, bo łatwo je zgubić podczas upadku.

 

Narty, niegdyś sport elitarny, bo poza góralami uprawiany albo przez wyjątkowo zagorzałych fanów sportu, albo przez wyjątkowo zamożnych, wreszcie trafiają pod strzechy. I to nie tylko ze względu na coraz tańszy sprzęt narciarski i atrakcyjne ceny wyjazdów. To efekt szerzącej się mody na wypoczynek w górach, bo urlopy zimowe powoli stają się równie popularne jak letnie.

Artykuł pochodzi z archiwum "Rzeczpospolitej"

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla