Po prostu przejadłam się. Od gruzińskiego stołu nie można wstać. I to nie z powodu nadmiaru trunków. Gdy gruzińska gospodyni patrzy ci prosto w oczy i podsuwa kolejny talerz – nie wypada odmówić.
W towarzystwie rodowitych Gruzinek – Ziny Amashukeli i jej trzech córek‚ właścicielek warszawskiej gruzińskiej jadłodajni, zaczęłam od przystawek– grillowanych bakłażanów‚ papryk‚ boczniaków z orzechowo-czosnkową pastą‚ a także bardzo delikatnego białego sera, zwanego suluguni.
[srodtytul]Dżondżola na przystawkę[/srodtytul]
Zina opowiada mi, jak wygląda oczekiwanie na główne dania w Gruzji. – Gdy to tylko możliwe, jemy przy stołach‚ na świeżym powietrzu – mówi.
– Na stole są zawsze woda‚ wino‚ sery‚ kosz jędrnych młodziutkich warzyw – rzodkiewek‚ cebulek‚ pomidorów‚ a przede wszystkim świeże zioła‚ których liście przegryzamy przed każdym posiłkiem. Wśród nich musi być estragon‚ pietruszka‚ bazylia‚ kolendra‚ mięta oraz kwiat dżondżoli.