Pojawienie się na świecie dziecka nie musi oznaczać zamknięcia się w domu. Z maluchem można podróżować. Rytm dnia, regularne posiłki, własne zabawki nie muszą być najważniejsze. Najważniejsze jest to, że przebywa ono z rodzicami.
Udowodnił to już nestor polskich podróżników Tony Halik. Wielką wyprawę z Ziemi Ognistej na Alaskę rozpoczął w 1957 r. wraz ze swoją pierwszą żoną Pierrette. Po drodze urodził im się syn Ozana. Trzy lata później dotarli do celu wędrówki.
[srodtytul]Indianin w kapeluszu[/srodtytul]
– Podróżowanie z małym dzieckiem jest najlepszą przygodą, jaką można sobie wyobrazić. Pozwala dostrzec zupełnie inny świat. Zadawane przez nie pytania sprawiają, że odrzucamy „dorosłe” wyobrażenia o odwiedzanym miejscu – mówi Łucja Mikołajczuk, która wraz z mężem i córką Niną jeździ w dalekie strony świata, odkąd dziewczynka skończyła dwa lata. – Na przykład pytanie: dlaczego Indianie noszą kapelusze? To było coś, co zmieniło mój sposób myślenia: dla nas Indianin to Apacz na koniu z pióropuszem, a tymczasem 90 proc. z nich nosi kapelusze – opowiada Mikołajczuk.
Jedna wyprawa rodziny Mikołajczuków trwa około miesiąca. Razem z córką byli już w: Kambodży, Laosie, Wietnamie, Tajlandii, Malezji, Namibii, Zambii i Maroku, Urugwaju, Argentynie, Boliwii, Peru, Ekwadorze, na Galapagos, Borneo, w Gwatemali i Meksyku. Nina ma dopiero sześć i pół roku.