Dla młodej widowni, poddającej się współczesnym przykazaniom ageizmu, wykluczającego ludzi ze względu na zaawansowany wiek, dziadkowie z NoMeans No powinni się stać nie byle jaką inspiracją.
30 lat działalności (w tym ukrywania się przed oficjalnym rynkiem), a na scenie żywioł w czystej postaci. Weterani hard core’u, rozumianego jako muzyka korzeniami sięgająca punka, ale flirtująca z noisem, funkiem i jazzem, na ostatniej płycie z 2006 roku („All Roads Lead to Ausfahrt”) uruchomili perkusyjno-basową machinę transu z takim impetem, że nagrali jeden z lepszych albumów w ich dorobku.
Konsekwencja NoMeansNo, grupy, która nie produkuje słabych utworów, jest pouczająca. Pewne zasługi należy w tym miejscu przyznać polskiej publiczności, której wściekłe granie NoMeansNo bardzo przypadło do gustu – mieli tu kiedyś wiernych organizatorów tras po klubach w całym kraju, słuchaczy wywodzących się z kręgu kultury hard core punk, jak i tych, którzy z opóźnieniem odkrywali gigantów sceny Dead Kennedys czy Bad Brains.
W końcu wokół zespołu powstało małe muzyczne zagłębie składające się z ludzi czerpiących inspiracje z podobnego źródła zmiennych podziałów rytmicznych i warkotu instrumentów strunowych. Something Like Elvis, Potty Umbrella, Plum, Woody Alien, a także Pustki zostały z zaciekawieniem przyjęte przez NoMeansNo, niektóre zaprosili do wspólnego grania.
Ci nonkonformiści nieoglądający się na media, ironiści ceniący sobie wyrafinowane poczucie humoru zostali gwiazdą tegorocznego festiwalu Kino.Lato, nawiązującego do dosłownie i metaforycznie rozumianej gorączki. Żar rozpali więc zmysły zebranych na dziedzińcu CSW, podsycając ich wyobraźnię.