[b]Rz: „To jest miejsce w sieci poświęcone nieudanym aranżacjom, wnętrzom, o których wyglądzie zadecydował przypadek, niekoniecznie łaskawy. Ale jest tu także miejsce na fotografie detali i przedmiotów, które pamiętamy z własnych domów, z czasów PRL, kiedy nic nie było i królowała prowizorka”. Tak przedstawia pani swojego bloga. Chce pani ludzi zdołować, dosmucić?[/b]
[b]Katarzyna Jasiołek:[/b] Nie chodzi o to, żeby coś wyśmiewać, ale przechować archiwa, pokazać coś więcej niż to, co znajdujemy w pismach wnętrzarskich. W nich jest sztuczny świat. Trzy czwarte wnętrz zaprojektowali nie właściciele, ale architekci. Mieszkania i domy są bezduszne, pełne designerskich przedmiotów, wspaniałego sprzętu elektronicznego. Lśniące czystością, ze świeżymi kwiatami w wazonach. To może być dołujące dla ludzi, których nie stać na takie rzeczy. Tu jest podobnie jak z pięknymi modelkami w pismach o modzie. Rzeczywistość jest inna.
[b]Ale może wcale nie musimy i nie chcemy znać prawdy? Wolimy marzenia, rzeczywistość mamy na co dzień.[/b]
Wygląd mieszkania nie zależy od zasobności portfela czy metrażu, bo można ładnie urządzić kilkanaście metrów w bloku z wielkiej płyty, a spaprać wnętrze pięknej willi. Nasza domowa codzienność to także sterta naczyń w zlewie, ubrania do prasowania pozostawione na desce stojącej na środku salonu, cieknące krany, bałagan, którego jakoś od lat nie da się uprzątnąć i który wciąż się rozmnaża, dziecięce zabawki porozwalane po podłodze. Jest też czar wynajmowanych mieszkań, gdzie nic nie można zmienić. Pokazuję to wszystko. Ale oczywiście pojawia się masa zgryźliwych komentarzy – niech ja sama pokażę, jak mieszkam. Przyzwyczaiłam się do tego.
[b]Jest pani architektem?[/b]