Ma 48 lat, urodził się w Helsinkach, gdzie od kilku sezonów kieruje orkiestrą Filharmonii. Ale prowadzi też koncerty na wszystkich kontynentach, bo w muzycznym świecie fińska marka ma renomę. Dotyczy to zarówno kompozytorów, dyrygentów, jak i muzyków.
Zaczynał i zdobył uznanie najpierw jako skrzypek. – Nie występuję już tak często jak kiedyś, ale ciągle ćwiczę – mówi. – Każdego roku mam kilka ciekawych projektów skrzypcowych, nagrywam płyty. I są nadal kompozytorzy, którzy piszą dla mnie nowe utwory. Nie mogę więc zawieść ich zaufania.
Od swego drugiego zespołu Lapland Chamber Orchestra otrzymał koszulkę piłkarską z numerem 10, bo powszechnie znana jest jego miłość do futbolu. W młodości idolem Johna Storgardsa był i właściwie jest do dziś niemiecki bramkarz Sepp Meier.
– Zawsze jednak muzyka była najważniejsza – przyznaje. – Nie miałem dylematów, gdy musiałem zdecydować, co mam w życiu robić.
Dziś czuje się jak piłkarski trener. – Szczególnie wtedy, kiedy pracuję z moją kameralną orkiestrą. 18 osób to właściwie drużyna futbolowa – wyjaśnia. – A ja muszę stworzyć zespół z tych indywidualności, nauczyć wspólnego grania, partnerstwa. Należy to jednak osiągać nieco innymi metodami, bardziej delikatnie, choć dyrygent musi być też niekiedy dyktatorem. Wielka orkiestra wymaga innego podejścia, tu muzycy w swoich grupach instrumentów tworzą własne zespoły. Moim zadaniem jest, by te poszczególne sekcje stworzyły całość. Nie mam natomiast zwyczaju kontrolowania każdego muzyka.