Varsaviana: Zapomniana kolej marecka

Była jedną z najdłużej funkcjonujących w Warszawie kolejek wąskotorowych. Jednak powstała nie dla pasażerów, ale dla towarów. Miała trzy nazwy – wpierw zwano ją markowską, potem zaś marecką, wymiennie z radzymińską

Publikacja: 15.04.2011 01:51

Tyle zostało w latach 80. ze stacji przy Stalowej. Nawet tory rozebrano. Po jakimś czasie zbudowano

Tyle zostało w latach 80. ze stacji przy Stalowej. Nawet tory rozebrano. Po jakimś czasie zbudowano tu dom handlowy

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Zbudowana w 1896 roku prowadziła do Marek, a wagoniki ciągnięte były przez konie. Po trzech latach przedłużono ośmiokilometrową linię o 13 km, aż do Radzymina. Wprowadzono też lokomotywy parowe. Trasa przechodziła przez tereny „górniczo"-przemysłowe, a nie przez wypoczynkowe, jak po drugiej stronie Wisły. Socjeta nią nie jeździła i stąd była nieco lekceważona. A po roku 1974, gdy rozebrano szyny, o trasie tej już zupełnie zapomniano.

Pieniądze z błota

Wspomniane tereny „górnicze" to po prostu żwirownie, kopalnia piasku i glinianki przy linii radzymińskiej, gdzie wydobywano materiał na cegły. Stolica przeżywała wtedy budowlany boom i potrzebowała sprawnego transportu, którego nie gwarantowała nierówna droga, brukowana kocimi łbami. Więc kilku sprytnych panów postanowiło położyć szyny. Motorem przedsięwzięcia był inżynier Adam Dzierżanowski, „który zbadawszy te strony, uznał, że linia na szosie Radzymińskiej, przy której leży kilka cegielni, fabryk, a w tej liczbie wielka przędzalnia w Markach, może liczyć na powodzenie". Tak twierdził „Tygodnik Ilustrowany" i nie mylił się, bowiem dużych wyrobisk gliny było kilkadziesiąt, a cegielni (w różnych okresach) około 30. Część to efemerydy, ale tuzin – poważne firmy, do których ułożono bocznice. Pierwsza znajdowała się około ośmiu kilometrów od stacji początkowej przy ulicy Stalowej, a po następnych ośmiu kilometrach, w rejonie Słupna, zaczynało się prawdziwe zagłębie – pięć cegielni leżących tuż obok siebie.

Koło wspomnianej stacji Stalowa zbudowano na początku zeszłego stulecia pętlę tramwajową, która nawet trafiła do historii, bowiem przydała się w 1920 roku podczas tzw. Bitwy Warszawskiej pod Radzyminem. Jak donosiły ówczesne gazety, rannych żołnierzy transportowano do miasta kolejką, po czym przenoszono ich do tramwajów i rozwożono po szpitalach.

Ciuchcia marecka nosiła przemysłowy charakter nawet w latach wielkiego kryzysu, gdy firmy masowo padały, a ich właściciele, żeby ratować swe finanse, sprzedawali szyny oraz podkłady z bocznic. Ale i w tym czasie kilka zakładów pracowało. Przed wybuchem II wojny światowej istniało prawie 20 bocznic mających w sumie około siedmiu kilometrów długości.

Kolejną zapaść kolejka przeżyła podczas wojny, gdy polski przemysł ledwie dychał. Jednak Niemcy uruchomili parę fabryczek, w tym i cegielnie, więc znów było co wozić. A po wojnie wszystko upaństwowiono i dobito, bo prywatny przemysł nie miał politycznej racji bytu. W 1951 roku przekuto tory na mniejszy rozstaw, rozbierając na dodatek niemal wszystkie bocznice. Pozostały tylko dwie – do Chemicznej Spółdzielni im. Obrońców Pokoju, czyli dawnej Fabryki Balickich, oraz do Spółdzielni Metalowców w Pustelniku – byłej garbarni Lipowskiego.

Straszny dym

Właściciele kolejki mareckiej niewiele inwestowali, przez co koszty eksploatacyjne mieli relatywnie niskie, więc z transportu płynęły spore pieniądze. Żeby było jeszcze  taniej, nabywali czasami używany sprzęt oraz nie najlepszy, zasiarczony węgiel, który niemiłosiernie kopcił. „Rzeczpospolita" z roku 1926  ubolewała, że jadąc wagonem, lepiej mieć okna zamknięte, bo inaczej siedzenia trzeba ciągle czyścić z sadzy. Magistrat, mający tego dość, toczył wojny z kierownictwami spółek kolejowych, żądając elektryfikacji. Ale były to tylko spory na papierze, bo nigdzie nie powieszono sieci elektrycznej, za to na kolejce mareckiej rok przed wojną pojawiły się dwa wagony spalinowe. Z relacji wynika, że kursowały rzadko, a podczas okupacji podobno stały w lokomotywowni. Nie były zbyt ekonomiczne, gdyż zabierały jedynie 20 pasażerów, tymczasem zdarzało się, że pociągi osobowe liczyły nawet po dziesięć wagonów. Przeważnie osobowych, ale jeszcze przed wojną doczepiano z konieczności towarowe, w których ludzie jeździli na stojąco! Z dawnych czasów pozostały też tzw. wagony letnie, bez ścian bocznych, za to ze stopniami wzdłuż całego podwozia, na których ludzie wisieli jak tzw. winogrona. Często spadali, ale na szczęście nie tłukli się, bo prędkość kolejki była niewielka. Wykpiły to media, podając w artykule „Express krasnoludków", że 12-kilometrowy odcinek od ulicy Stalowej do Strugi pociągi pokonują w 40 min.

Karawan i czołgi

Kolejka marecka krzyżowała się z różnymi torami (w tym i tramwajowymi), szczególnie że podczas wojny połączono ją z kolejką jabłonowską w rejonie dzisiejszego ronda Starzyńskiego. Na dodatek tory na niemal całym odcinku biegły blisko drogi, stąd też liczne stłuczki i obtarcia, szczególnie z wozami konnymi. Stołeczne gazety doniosły w lutym 1939 roku o zdarzeniu na ulicy Radzymińskiej, gdzie wagon zawadził o karawan, który jechał za blisko toru. Rozbita została szyba, kalecząc kilka osób, a woźnica – Stanisław Lewandowski – spadł z kozła. Nieboszczyka w środku nie było.

Istnieje przekaz, że w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego kolejka została w Strudze ostrzelana i zginął maszynista. Znana jest też inna wersja, wedle której historia ta wydarzyła się dwa dni wcześniej. Wtedy to bowiem, jak wynika z meldunku dowódcy sowieckiej armii, 50. Brygada Pancerna wjechała do Strugi (dziś przedmieścia Marek od strony wschodniej) i podobno wówczas ostrzelano pociąg. Jest jednak też i trzecia niepotwierdzona historia, wedle której podczas boju pancernego pod Warszawą Niemcy podciągali posiłki w stronę Strugi właśnie kolejką marecką i wtedy strzelano do niej.

Po wojnie, w 1951 roku, przeniesiono stację ze Stalowej w rejon Dworca Wileńskiego, zaś po dwóch dekadach, 31 sierpnia 1974 roku, zakończono eksploatację. Już następnego dnia przystąpiono do rozbiórki torów, czego przyczyną było poszerzanie drogi do Radzymina. Kolejka służyła przez 78 lat.

Po kolejnym zderzeniu...

„Aby uniknąć śmiesznych katastrofek na tych zawsze rozklekotanych kolejkach, nie potrzeba się wznosić nawet na wyżyny pierwszych dwóch działań arytmetycznych. Idyota, byleby był uczciwy, podoła temu zadaniu. Łatwiej jednak u nas o idyotów, niźli o ludzi uczciwych.

Karygodne, liche funkcyonowanie kolejek podjazdowych odstrasza publiczność miejską od nabywania gruntów podwarszawskich na letniska."

„Tygodnik Ilustrowany", 1914

 

Czytaj w "Życiu Warszawy"

Zbudowana w 1896 roku prowadziła do Marek, a wagoniki ciągnięte były przez konie. Po trzech latach przedłużono ośmiokilometrową linię o 13 km, aż do Radzymina. Wprowadzono też lokomotywy parowe. Trasa przechodziła przez tereny „górniczo"-przemysłowe, a nie przez wypoczynkowe, jak po drugiej stronie Wisły. Socjeta nią nie jeździła i stąd była nieco lekceważona. A po roku 1974, gdy rozebrano szyny, o trasie tej już zupełnie zapomniano.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"