Mary J. Blige „My Life II" - recenzja płyty

Mary J. Blige pokazuje, jak zachować klasę w chudych dla r'n'b czasach – pisze Paulina Wilk

Publikacja: 16.12.2011 05:39

Mary J. Blige; My Life II (The Journey Continues) CD 2011

Mary J. Blige; My Life II (The Journey Continues) CD 2011

Foto: materiały prasowe

Tak udana płyta to zaskoczenie. Nie spodziewałam się, że mistrzyni gasnącego gatunku, jakim jest r'n'b, wykrzesa z siebie dość emocji i świetnej muzyki, by stworzyć album dorównujący jej nagraniom z najlepszych momentów kariery.

Zobacz na Empik.rp.pl

Wszystko – a szczególnie dwa ostatnie krążki – wskazywało, że Blige najlepsze ma za sobą i czekają nas nużące powtórki. Nazywana królową mieszanki soulu i hip-hopu, zachwyciła w latach 90. połączeniem ulicznej drapieżności i barokowego, zmysłowego śpiewu. To był idealny moment dla takiej dziewczyny: zdominowany przez mężczyzn hip-hop zyskiwał na popularności, zdolne i wyraziste wokalistki były na wagę złota. Pyskata, ale i romantyczna Blige przetarła własny szlak.

Nieco tylko przypominała Chakę Khan, która w latach 80. zdecydowała się na współpracę z hiphopowymi didżejami. Teraz Blige śpiewa w hołdzie dla Khan nową wersję jej przeboju "Ain't Nobody". Wystarczyły drobne zmiany  w produkcji i brzmieniu, resztę zrobiła Blige – zawładnęła utworem, śpiewa, jakby zawsze miała go pod skórą. Kłania się również Michaelowi Jacksonowi w uszytej do tańca "You Want This".

"Ain't Nobody" to celebracja miłości. Ta i inne pogodne piosenki podpowiadają, że Blige jest szczęśliwa w życiu prywatnym. Z korzyścią dla muzyki – epickie ballady, w których wylewa swe żale, są męczące i nagrała ich już dość. Tu, choć patetyczny tytuł zapowiadał kolejny odcinek emancypacyjnej epopei, dominują lżejsze tony, mocne duety z raperami – Nasem, Diddym czy Busta Rhymsem. Wspólnie udowadniają, że artyści zepchnięci z piedestału przez młodsze gwiazdy i nowe mody mają wiele do zaoferowania. Pod warunkiem że nie zaczną się stroić w cudze piórka. Blige raptem rok po znakomitym albumie "The Breakthrough" z 2005 r. musiała ustąpić miejsca; zainteresowanie czarnymi brzmieniami gwałtownie się załamało. Mądrze zrobiła, rezygnując z wyścigu z popowymi debiutantkami i pozostając na swoim terytorium. Po sześciu latach przestoju odzyskała wigor i pomysłowość, a w jej utwory znów iskrzą.

#

Wokalistka, która statuetki Grammy i diamentowe nakłady płyt zyskała, śpiewając o podnoszeniu się z dna, teraz dorasta do mitu niezniszczalnej. Wcale nie za sprawą tak lubianej przez show-biznes reinwencji, bo "My Life II" to wciąż nowoczesne, powstające dzięki komputerom r'n'b. Blige sięgnęła do przeszłości, do pięknych melodii i dorobku mistrzów. Wzorem Franklin czy Khan udowadnia, że sztuką nie jest zaliczyć szczyt, ale utrzymać się w grze.

Mary J. Blige;  My Life II  (The Journey Continues) CD 2011.

Tak udana płyta to zaskoczenie. Nie spodziewałam się, że mistrzyni gasnącego gatunku, jakim jest r'n'b, wykrzesa z siebie dość emocji i świetnej muzyki, by stworzyć album dorównujący jej nagraniom z najlepszych momentów kariery.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"