Sztuka działa

O tym, jak sztuka staje się faktem politycznym, opowiada Artur Żmijewski – kurator niedawno zakończonego w Berlinie Biennale – w rozmowie z Igorem Stokfiszewskim z Krytyki Politycznej

Publikacja: 08.07.2012 19:00

Artur Żmijewski

Artur Żmijewski

Foto: PAP

W jednym z wywiadów, których udzieliłeś przed Biennale, powiedziałeś, że twoją stawką jest znalezienie odpowiedzi na pytanie: „Jak sztuka działa naprawdę". Udało się?

– Udało się.

Jak sztuka działa naprawdę?

– Na wiele różnych sposobów. Weźmy za przykład „Key of Return" zrobiony przez uchodźców z obozu Aida koło Betlejem. Jego ustawienie na dziedzińcu Kunst Werke było symbolicznym działaniem, które wspiera marzenia i działania polityczne Palestyńczyków na rzecz stworzenia własnego państwa. Przenieśliśmy „Klucz" z Palestyny do Berlina, gdzie mogą go zobaczyć dziesiątki tysięcy ludzi. I wspólnota palestyńska, która tutaj mieszka, wykorzystała tę sytuację do wsparcia swoich politycznych działań. Pokazaliśmy takie projekty artystyczne, które nie tylko wspierają pewną tendencję czy pragnienie polityczne, ale jednocześnie je realizują. Na przykład praca Jonasa Staala – „New Summit", która była dwudniowym otwartym spotkaniem przedstawicieli organizacji uznanych za terrorystyczne. Staal uważa, że demokracja jest demokracją wtedy, kiedy nie czyni wyjątków. A ludzi uznanych za terrorystów wyłącza się z porządku demokratycznego, dopuszcza się ich torturowanie, więzienie bez wyroku. Jonas wspiera, a zarazem realizuje pragnienie zdemokratyzowania demokracji przez to, że organizuje takie spotkanie, będące aktem radykalnego wkluczenia. Była też próba usunięcia projektu z programu przez sponsorów Biennale, którzy twierdzili, że spotkanie ludzi z organizacji uznanych za terrorystyczne godzi w porządek konstytucyjny, grożono obcięciem funduszy. Walczyliśmy, by ta praca się wydarzyła.

Fakty polityczne wytworzyła również Nada Prlja, która podzieliła jedną z najważniejszych handlowych ulic Berlina „Murem pokoju", aktywizując mieszkańców Friedrichstrasse, właścicieli sklepów i polityków do skonfrontowania się z granicą, oddzielającą bogate Mitte od biednego Kreuzbergu. Napięcia doprowadziły do rozebrania muru przed końcem Biennale.

– Nada ucieleśniła mentalny mur, dzielący Friedrichstrasse na dwie części. Północna część ulicy jest bogata, drogie sklepy, władza pieniądza. Część południowa jest spauperyzowana, ulega procesowi gentryfikacji – rosną czynsze, mieszkańcy zastanawiają się nad opuszczeniem swoich domów i wynajęciem mieszkań w innych dzielnicach, jest tu dużo imigrantów, są napięcia społeczne, większa niż gdzie indziej przestępczość. Nada przegrodziła Friedrichstrasse murem w miejscu, gdzie kończy się władza ludzi zamożnych z części północnej, a zaczyna bieda ludzi z części południowej. Ta praca znalazła swoje domknięcie w akcie jego rozebrania. W połowie czerwca spotkali się mieszkańcy, właściciele firm, sklepów i burmistrz dzielnicy Kreuzberg, do której administracyjnie należy to miejsce. Podczas spotkania powiedziano sporo przykrych i prawdziwych słów. W wyniku negocjacji Nada podjęła decyzję o wcześniejszym rozebraniu muru. Wygrała dwie rzeczy. Pokazała, że sztuka, czy szerzej kultura, może być jednym z podmiotów władzy i negocjować kształt świata społecznego również z tej pozycji. Pionowo zorientowana drabina władzy z władzami dzielnicy na górze, biznesmenami, właścicielami różnego rodzaju firm poniżej i mieszkańcami na samym dole się rozpadła. Na półtora miesiąca zastąpiła ją inna logika, w której tych podmiotów jest więcej, nie ma sztywnej hierarchii. I władza kultury nie była tutaj dyktatorska – Nada „odegrała" scenariusz, w którym odgrywała rolę władzy rozumiejącej, poddającej się nastrojom społecznym. Wszyscy uczyli się nowego scenariusza dla władzy.

Biennale demokratyzowało demokrację poprzez włączenie ludzi, którzy dotychczas nie funkcjonowali w przestrzeni sztuki, których głos był niesłyszalny. Dlaczego zależało ci na obecności twórców prawicowych, na nieartystach i na działaczach ruchów społecznych?

– Jeśli na scenie sztuki prezentowane są tylko liberalne lub lewicowe poglądy – a taka postawa dominuje – to jest to jakiś fałsz i rodzaj wykluczenia innego głosu. Jest to sytuacja, w której demokracja nie jest realizowana, jest ułomna. Pokazywanie np. prawej strony to praktykowanie demokracji. To bywa gorzkie i nieprzyjemne, kiedy musisz słuchać poglądów, które nie są twoimi poglądami, kiedy musisz je akceptować wewnątrz twojego „pola wolności", z którego usunięto różnicę polityczną, w dodatku przy powszechnej akceptacji takiej dominacji przez świat sztuki. Ale radykalna demokracja polega na świadomości istnienia tych trudnych do zaakceptowania stanowisk i na traktowaniu ludzi, którzy je wyznają, zgodnie z regułami, które wypracowaliśmy i w których równościowe oddziaływanie wierzymy. Tak został potraktowany Mirosław Patecki – twórca pomnika Chrystusa Króla w Świebodzinie czy grupy rekonstrukcyjne, które odegrały „Bitwę o Berlin '45". W tym przypadku chodziło o coś jeszcze. Działanie rekonstruktorów dotyczy polityki pamięci poprzez ożywianie historii, interpretowanie jej w działaniu. A że poziom krytycyzmu wśród widzów, którzy oglądają takie rekonstrukcje, jest stosunkowo niewielki, a wizja mocno patriotyczna, to łatwo transmituje się specyficzną wizję historii. Oni używają historii do tego, żeby tworzyć współczesność i przyszłość, wpływać na postawy wobec innych ludzi, wzmacniając tożsamości. Wspieraniem takiej polityki pamięci są zainteresowane największe partie w Polsce. Zresztą polityką pamięci traktowaną instrumentalnie są też zainteresowane największe partie w Niemczech. Dlatego do współpracy przy Biennale zaproszona została Fundacja Centrum przeciw Wypędzeniom, która zaproponowała wystawę pamiątek zebranych od rodzin niemieckich przesiedleńców. Przygotowali testową wystawę przyszłego centrum, które jest oskarżane o relatywizowanie historii, zamienianie oprawców w ofiary, itp. Centrum przeciw Wypędzeniom bierze udział w konstruowaniu nowej niemieckiej tożsamości. Chcieliśmy być blisko tego procesu. Takich działań nie można po prostu uznać za kicz i wyłączyć z debaty, a zająć się tylko sztuką wysoką. Nawet jeśli to kicz, to ma siłę miękkiej propagandy i może realnie wpływać na relacje pomiędzy sąsiadującymi narodami. A to jest polityka.

Ruch Oburzonych również uprawia politykę. Jak oceniasz konfrontację międzynarodowych działaczy z ruchów Occupy, Indignados i innych ruchów społecznych z obszarem sztuki?

– Szczególnym doświadczeniem było dla mnie pojawienie się grupy Occupy Museums z ruchu Occupy Wall Street, która jest bezpośrednio zainteresowana krytyką instytucji kultury od strony finansowej, warunków pracy zatrudnionych. Zaczęli od krytyki „ludzkiego zoo", w jakie – chcąc nie chcąc – zamieniło się Kunst Werke. Nie chcieli tam zostać i wyszli w miasto. Zorganizowali akcje w Deutsche Banku i Deutsche Guggenheim. Ale rozpoczęli też intensywne działania wewnątrz instytucji. Zaproponowali mi i Joannie Warszy, żebyśmy zrezygnowali z bycia kuratorami i byśmy zgodzili się na horyzontalne relacje wewnątrz instytucji Biennale. Przystaliśmy na to i przez dwa tygodnie trwał tutaj festiwal siedzenia na podwórzu galerii i dyskutowania w grupach roboczych, składających się z aktywistów, pracowników Kunst Werke i zespołu kuratorskiego. Decyzje podejmowano zespołowo. Udało się naruszyć spokój tej instytucji, uruchomić na krótki czas aparat autorefleksji wewnątrz niej i zdestabilizować jej strukturę. W efekcie również spośród okupujących wyłoniła się grupa, która zainteresowała się przebudowaniem hierarchii władzy w instytucji kultury, a poprzez to zmianą i kultury, i polityki.

To Biennale nazwałeś Berlińskim Biennale Współczesnej Polityki. Czy było ono dla ciebie również przeglądem strategii i praktyk politycznych?

– Można tak powiedzieć. Były np. strategie zawłaszczania demokracji, m.in. mur, który zbudowała Nada, to był najpierw po prostu akt agresji, inwazja, działanie sprzeczne z prawami mieszkańców dzielnicy. Ale to się przekształciło w efektywne praktykowanie zbiorowego sporu. Przekrój postaw politycznych w ramach Biennale był dużo bogatszy: począwszy od praktyk cynicznych, okrutnych, niedemokratycznych, a skończywszy na praktykach radykalnie demokratycznych, inkluzywnych i opartych na pełnym udziale. A większość z nich poddana była jeszcze procesowi zmiany i ewolucji w trakcie Biennale.

Masz wrażenie, że doświadczenie Biennale wpłynęło na twoją osobistą postawę?

– Tak, przekroczyłem granicę pasywności artystycznej. Ja zwykle patrzyłem, przyglądałem się wydarzeniom, a tutaj musiałem w nich uczestniczyć. Pierwszy raz aktywnie musiałem stawać po jakiejś stronie, nie tylko mieć poglądy, ale i je praktykować.

W jednym z wywiadów, których udzieliłeś przed Biennale, powiedziałeś, że twoją stawką jest znalezienie odpowiedzi na pytanie: „Jak sztuka działa naprawdę". Udało się?

– Udało się.

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"