Reklama
Rozwiń

Coraz częstszą praktyką jest sprzedać nagrań live po koncercie

Nie trzeba być piratem, by mieć legalne nagrania z koncertu, który zakończył się godzinę temu - pisze Jacek Cieślak

Publikacja: 22.08.2012 09:15

Red Hot Chili Peppers w Polsce w 2007 roku. Wtedy nie można było kupić ich koncertowych nagrań w Int

Red Hot Chili Peppers w Polsce w 2007 roku. Wtedy nie można było kupić ich koncertowych nagrań w Internecie

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Od początku show-biznesu koncerty służyły promocji nagrań i płyt. Jeszcze całkiem niedawno słuchacze zachwyceni muzycznym występem pierwsze kroki po jego zakończeniu kierowali do stoisk, gdzie mogli kupić najlepszą pamiątkę po koncercie, czyli longplay lub CD ulubionego artysty.

Zrób sobie album

Teraz, dzięki najnowszym technologiom, nie trzeba już tłoczyć się w koncertowych kuluarach, wystarczy wejść na stronę internetową wykonawcy, by kupić zapis show w cyfrowej wersji audio – pojedyncze pliki bądź cały zestaw. Zrobić sobie samemu płytę lub słuchać nagrań z nowoczesnego odtwarzacza. W takiej luksusowej sytuacji znaleźli się m.in. uczestnicy ostatniego koncertu Red Hot Chili Peppers w Warszawie na Impact Festivalu.

Trudno było przegapić informację o możliwości kupna nagrań, ponieważ reklamy namawiające do tego emitowane były na telebimach przez dziesięć minut, tuż przed wejściem zespołu na estradę. Wystarczy uaktywnić ikonkę „Get Show" i raczyć się wspomnieniami, a być może i usłyszeć samego siebie. Cały zestaw kosztuje w zależności od jakości nagrania od 9,99 dolara (MP3) do 12,95 (Alac). Plastycy zespołu przygotowali również projekt okładki z logo Red Hot Chili Peppers w polskich barwach, z datą i nazwą stolicy Polski. Koncert na Bemowie może się pochwalić najwyższym poziomem „lajków" na Facebooku – blisko 400. Przebijamy wszystkich naszych sąsiadów. Równie dobry wynik mają tylko Amerykanie.

Płyta co dzień

Sprzedaż nagrań koncertowych przez artystów wiąże się z chęcią ukrócenia piractwa i ma początek jeszcze w czasach przed rewolucją cyfrową. Liderem w ostatnich 20 latach była amerykańska gwiazda grunge – Pearl Jam. Muzycy mieli świadomość, że tracą gigantyczne pieniądze na nagraniach live, które piraci z łatwością multiplikowali dzięki wprowadzeniu technologii CD. Postanowili zrobić piratom konkurencję i nagrali wszystkie koncerty podczas tournée w 2000 r., opakowując płyty w tanie, ekologiczne okładki, sprzedając je po najniższych cenach. Kod kreskowy uniemożliwił manipulację ceną. Dwa krążki były sprzedawane w cenie jednego. Warto dodać, że nasz kraj był jednym z nielicznych, gdzie muzycy grali w jednym miejscu przez dwa wieczory (15 i 16 czerwca). Upamiętnili to dwoma albumami z katowickiego Spodka.

Kiedy muzyczny świat zmienił się pod wpływem Internetu, a popularny stał się format MP3, liderem sprzedaży nagrań został weteran... Bob Dylan. Jeszcze w 1991 r. rozpoczął wydawanie płyt znanych wcześniej wyłącznie w pirackich wersjach  pod nazwą „The Bootleg Series". W 1998 r. opublikował pierwszy album live, słynny podwójny „The Royall Albert Concert" z 1966 r. Potem każde tournée było archiwizowane w sieci.

Trudny kąsek

– Coraz więcej artystów ma wolną rękę w dysponowaniu swoimi nagraniami, czego przejawem jest również dystrybucja poprzez strony internetowe – mówi Piotr Kabaj, dyrektor generalny EMI Polska. – Warto jednak wiedzieć, że rejestracje live nie są największym kąskiem na rynku fonograficznym. Płyty tego typu sprzedają się najsłabiej, bywa, że wydawane są po to, by wypełnić kontrakt. Poza tym, mogą sobie na nie pozwolić tylko najwięksi, którzy mają wielki dorobek i sukces. Z punktu widzenia fonografii ważne jest to, by MP3 nie było rozdawane za darmo, bo to niszczy rynek.

W Polsce na oficjalnej stronie nagrania prezentuje m.in. Kult. Pochodzą z różnych koncertów, ale MP3 nie można kupić. Są przeznaczone tylko do odsłuchania.

– Bardzo mi się podoba pomysł sprzedawania nagrań koncertowych po każdym występie, ale w naszej sytuacji mamy ustalony podział ról – ja zajmuję się organizacją koncertów, a SP Records nagraniami – powiedział Piotr Wieteska, menedżer Kultu, muzyk Buldoga.

Koszulka, czapka, długopis

– Bardzo bym chciał się mylić, ale wydaje mi się, że polski rynek nie dojrzał jeszcze do pewnych rozwiązań albo też jest za mały – mówi Sławomir Pietrzak, szef SP Records, wydawca Kultu, Kazika i KnŻ. – Kolega, który pracuje w Ameryce na trasach koncertowych z grupą Primus, opowiadał mi, że zespół jednego wieczoru zarabia na gadżetach i pamiątkach 50 tysięcy dolarów, a nagrania live ma gotowe godzinę po zakończeniu bisów. A przecież nie jest to formacja o tak wielkiej popularności jak Red Hot Chili Peppers, mogące każdego wieczoru liczyć na kilkudziesięciotysięczną widownię. Zdaniem Sławomira Pietrzaka zjawisko ma korzenie w amerykańskich obyczajach i tradycji:

– Tam wszyscy od dzieciństwa są przyzwyczajeni do tego, że gdy idzie się na koncert, kupuje się czapeczkę, płytę, koszulkę lub długopis. Do tego jest hamburger i cola. Myślę, że obecnie jesteśmy na etapie, że polski fan zaczyna się przyzwyczajać do kupna dobrego hamburgera. Ale koszulki wciąż sprzedają się nie najlepiej.

Zdaniem szefa SP Records podobnie mogłoby być z nagraniami koncertowymi MP3: – Ich realizacja wymaga nie tylko dobrego sprzętu, ale i dobrego realizatora, co dodatkowo kosztuje. Mogę mówić tylko o fanach Kultu, ale wydaje mi się, że ich alternatywność wyraża się również w tym, że wolą sobie sami nagrać koncert na kamerze albo na dyktafonie, co mówię na podstawie tego, co obserwuję na YouTube. W przyszłości z pewnością należy spróbować nowej formuły. A już na pewno będę o tej formie sprzedaży z kolegami rozmawiał.

Od początku show-biznesu koncerty służyły promocji nagrań i płyt. Jeszcze całkiem niedawno słuchacze zachwyceni muzycznym występem pierwsze kroki po jego zakończeniu kierowali do stoisk, gdzie mogli kupić najlepszą pamiątkę po koncercie, czyli longplay lub CD ulubionego artysty.

Zrób sobie album

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem