Im wyżej na mafijnej drabinie, tym coraz więcej mamy na sumieniu. Jako policjant Wei Shen dekonspirujemy np. dilerów narkotyków (świetny motyw ze wskazywaniem podejrzanych dzięki systemowi kamer miejskich), ale też co rusz sami popełniamy przestępstwa i zaprzyjaźniamy się z podejrzanymi ludźmi. Pojawia się Jackie Ma – chłopak, z którym przyszły policjant dorastał. Kiedy Wei wyjechał do Stanów szkolić się na mundurowego, Jackie został w Chinach, przesiąkając półświatkiem Hongkongu.
Ogromna wyspa, która jest przestrzenią gry, zachęca do zwiedzania. Wąskie zadymione uliczki roją się od rozkrzyczanych sprzedawców walczących o uwagę, szerokie autostrady pełne są limuzyn bogaczy i sportowych aut, a na skrawku zieleni grupka osób ćwiczy tai-chi. Wszędzie, gdzie spojrzymy, w oczy kłują różnokolorowe neony i reklamy – no, chyba że wybierzemy się do świątyni lub nad morze. Czego trzeba więcej na wirtualne wakacje?
Gra spełnia przy tym wszystkie wymagania gatunku, będąc swoistym kolażem motywów znanych z innych gier i filmów akcji. W sumie, okraszona rozbudowanym systemem walki wręcz, widowiskowymi strzelaninami czy szaleńczymi pościgami na lądzie i w wodzie, tworzy intensywną całość. Liczne misje, które przyjdzie nam wykonać, to w większości nic nowego – gra garściami czerpie z serii „Grand Theft Auto", nie zabraknie tu jednak motywów nowych i oryginalnych. Fani twórców filmów takich jak Johnie Too („Election" / „Wybór mafii") czy Andrew Lau („Infernal Affairs" / „Piekielna gra") też powinni być usatysfakcjonowani, choć trzeba zaznaczyć, że „Śpiące psy" są raczej ukierunkowane na odbiorcę zachodniego.
Tym bardziej doceniam autorów, że potraktowali graczy poważnie, urealniając psychologicznie głównego bohatera. Sprzeczne cele i motywacje prowadzą go bowiem do pewnego rodzaju rozdwojenia jaźni. Nieraz wyrywają go ze snu koszmary spowodowane ogromnym stresem i wyrzutami sumienia. Obserwowanie tego wewnętrznego rozdarcia pomiędzy dążeniem policjanta i mściciela do rozbicia triady a rosnącą lojalnością względem przestępczej organizacji było dla mnie najciekawsze. Nie licząc oczywiście spotkania z przechodniami wyjmującymi parasole, gdy zaczyna padać.