Spektakl uznanego w Europie węgierskiego reżysera nie będzie sceniczną wersją hollywoodzkiego Batmana, tylko dzieła Johanna Straussa syna.
- Operetkę uważa się na Węgrzech za narodowy gatunek, jest wciąż żywa, ja obcowałem z nią od dzieciństwa – powiedział „Rz" Mundruczo i przytoczył rodzinną historię.
Kłamstwo karnawału
Gdy babcia jego żony zachorowała na sclerosis multiplex i miała ponad 90 lat, jej dwaj ponad 70-letni synowie podtrzymywali iluzję normalnej sytuacji. Podczas sylwestra urządzali mamie muzyczne spotkania, śpiewając najsłynniejsze operetkowe arie.
– Zakłamywali życie – mówi reżyser. – I na tym chyba polega fenomen gatunku: z pięknymi melodiami zrosło się kłamstwo, a może marzenia o tym, że świat powinien być piękniejszy. Oczywiście, moje pokolenie podchodzi do operetki z dystansem, uznaje ją za sztukę w dzisiejszych czasach absurdalną. Ale to wciąż u nas świętość i mało kto na Węgrzech odważyłby się ją szargać. Bohaterem „Nietoperza" będzie umierający po długiej chorobie dyrygent, który 31 grudnia wyprawia się na tamten świat, słuchając muzycznych szlagierów.
Węgierski reżyser nie ma do dyspozycji orkiestrowej fosy, zresztą do jego współczesnych spektakli lepiej będzie pasował akompaniament syntezatora. Ale nie zabraknie arii. Będzie serenada, pieśń Adeli i polka Trick-Track.