Krwiożerczy potwór zabił już setki kur i indyków, a także świnie i psa. Ofiary miały wyssaną krew.
W 1995 roku w Porto Rico pasterze znaleźli wybite stado owiec. Na szyjach ośmiu owiec widać było ślady ukąszeń – ciała zostały pozbawione krwi. Kilka miesięcy potem w portorykańskim mieście Canovanas w ten sposób miało zginąć 150 zwierząt domowych. Napastnikowi nadano nazwę Chupacabra – czyli po hiszpańsku „wysysacz kóz". Eksperci uważają, że istota w rzeczywistości nie istnieje, a zwierzęta zostały zabite przez dzikie psy lub kojoty. Dodatkowo opis bestii wypatrzonej przez portorykańskiego wieśniaka jako żywo przypomina potwora z pokazywanego w tym czasie horroru „Gatunek". Jednak w następnych latach pojawiały się podobne przypadki w Ameryce Południowej, Meksyku i na zamieszkanym licznie przez ludność hispanojęzyczną południu USA.
Chupacabra dotarła na Białoruś
Pierwsze ataki bestii miały miejsce zimą. Chupacabra, by dobrać się do swoich ofiar wyłamywała sztachety z płotu przybite kilkunastocentymetrowymi gwoździami, rozerwała metalową siatkę. Na resztkach ogrodzeń zostały ślady ogromnych kłów. Według lokalnej telewizji z Salihorska, w ciągu kilku tygodni do miejscowych władz przesłano 16 skarg na grasującego zabójcę, którego ofiarą miało paść ogółem 358 zwierząt.
- Słyszałem, że skacze po dachach – na wielkość to tak pomiędzy psem a kangurem – ma włochaty łeb i kły – opowiada jeden z mieszkańców miasteczka. – Mówią, że to ryś, ale w to nie wierzę. Szczerze powiedziawszy trochę boję się wychodzić z domu – dodaje.
Inny mieszkaniec zwierza się dziennikarzom, że „musi wziąć na odwagę" żeby w ogóle wyjść z domu. - Myślę, że to tchórz, bo on nie zjada ptaków tylko je dusi. Choć kuna też tak robi , ale to nie kuna, a może to zupełnie coś innego? – dzieli się swoimi wątpliwościami.