Jednak przed tegoroczną rocznicą usłyszałem w metrze inne oto zdanie: „Wbijamy się na kwadrat?". Kwadrat to nobliwe już określenie, pokryte patyną subkultury więziennej i gitowskiej, oznaczające mieszkanie. „Wbijanie" wprowadziło mnie jednak w stan konsternacji.
Korzystając ze smartfona żony, wygrzebałem na YouTubie film zatytułowany „Jak wbić się komuś na GG", który robił wrażenie instrukcji. Tematem nie była raczej Generalna Gubernia, ale musiałbym zapełnić kilkanaście kolejnych odcinków słowniczka, by wyjaśnić, o co chodziło we wszystkich komendach, jakie zademonstrowano.
Wrażenie ogólnie było jednak takie, że to sprawa hakerska, co potwierdził drugi, zaanonsowany słoneczkiem, film „Jak włamać się komuś na GG". Nie trzeba być mistrzem dedukcji, by domyślić się, że „wbijanie" oznacza włamanie.
W stan podwyższonych emocji wprowadziła mnie wieczorna rozmowa wnuczka sąsiada, którą usłyszałem, wchodząc do domu. „To wbijamy się?". „Boże, drogi", pomyślałem, „cała Warszawa pełna jest włamywaczy". Potwierdził to dialog mojego syna, który, rozmawiając przez telefon z kolegą, zapytał: „To wbijamy się?". „To ty też jesteś włamywaczem?", krzyknąłem przerażony. „Tato, ale o co chodzi?". „O wbijanie chodzi!". „Ale wbijanie oznacza: przychodzić, odwiedzać". Chcemy się do koleżanki wbić na imprezę". A to się wbijajcie!