Gryfno godka

Publikacja: 09.12.2012 18:00

Gryfno godka

Foto: materiały promocyjne Gryfnie

Niy spokopisz Ślonska bez ślonskij godki. Cołki czas ludzie śmioli sie śnij i sie jom tympiło, a terozki je pokazywano i to fest gryfnie.*

*Kluczem do zrozumienia Śląska jest śląska mowa. Przez lata tępiona i wyśmiewana, wraca do łask, i to w bardzo atrakcyjnej formie.

 

Pomysł był genialny w swojej prostocie – założyć fanpage na Facebooku, na którym w sposób lekki, dowcipny i nowoczesny będzie promowana śląska mowa. Promowana – należy dodać – głównie wśród młodych ludzi, którzy kojarzyli ją i kojarzą nadal z przaśnym regionalnym folklorem. Po roku obecności w Internecie „lubię to!" kliknęło ponad 22 tys. ludzi, a inicjatywa Gryfnie – bo o niej mowa – powiększyła działalność o witrynę Gryfnie.com, która informuje o wydarzeniach kulturalnych związanych ze śląską godką i oferuje rozkoszne gadżety. Na ich stronie internetowej wszystko jest po śląsku: „nojświyższe" zamiast „newsy", „warzyni" zamiast „gotowanie", a „sklep" to „gyszef". Wyszukiwarka mówi z kolei „szukej", a zamiast „skomentuj!" mamy „co byś na to pedzioł?".

„Gryfnie to je po polsku ładnie i pięknie (czytamy w zakładce „ło nos", czyli o nas). I tak richtik chcielibymy pokozać ślonsko godka. Wsłuchujymy sie w bicie syrca dzisiyjszego pokolynio i podug tego łonaczymy ślonski projekt »gryfnie«. Jest nos dwóch pierzińskich gizdów ze Pszczyny, ale ino jedyn je ganz Ślonzokiym. Etnolog i programista – po takim som my fachu. Kożdy z nos »mo ptoka« na punkcie swoji roboty. Skisz tego, że przajymy ślonskij godce, chcymy sie niom asić i pokozać z trocha inkszyj strony, barżij współczesnyj. Pomogajom nom w tym nasi przociele, naprowda zacni ludziska, łobdarzyni srogimi talyntoma".

Piyrszy łogiyń (Pierwszy krok)

Owe dwa pierzińskie gizdy to Klaudia i Krzysztof Rokselowie, młode małżeństwo z Pszczyny. Klaudia jest rodowitą Ślązaczką, Krzysztof urodził się w Krakowie, ale szkołę średnią kończył już na Śląsku. Poznali się właśnie w liceum, a połączyła ich – a jakże! – śląsko godka.

– Już w szkole startowałam we wszystkich konkursach związanych ze śląską mową. Któregoś razu Krzysiek nie chciał pisać sprawdzianu i poprosił mnie, żebym załatwiła mu zwolnienie z lekcji, że musi niby jechać ze mną na konkurs. Tak to się zaczęło – śmieje się Klaudia. I dodaje: – W jego domu zawsze mówiło się po polsku. Krzysiek, który na początku w ogóle nie rozumiał, co do niego mówię, zaczął łapać coraz więcej śląskich słów. Jak wspomina Krzysztof: – Doszło nawet do tego, że moja babcia, słysząc jakieś moje gwarowe wtręty, powiedziała, że kiedyś tak ładnie mówiłem po polsku, a teraz co?

Gryfnie powstało jesienią zeszłego roku. Małżeństwo Rokselów poświęciło prywatny czas i pieniądze na stworzenie serwisu. Nie występowali o dotacje, nie prosili o wsparcie żadnych instytucji, chcieli pozostać niezależni. Pomagali im i pomagają tylko znajomi oraz przyjaciele. Są autentycznymi pasjonatami zaangażowanymi bez reszty w projekt, spędzają nad nim każdą wolną chwilę. Wystarczy zadać im jedno pytanie i koniec. Opowiadają o Gryfnie jak nakręceni, jedno przez drugie, nie można im przerwać.

– Pomyśleliśmy, że dobrze by było pokazać śląską mowę w fajny sposób, żeby można było się nią chwalić w Warszawie i Krakowie, ale także żeby poznali ją młodzi stąd, których rodzice nie przykładali do śląskiej godki wagi – mówi Krzysztof. Klaudia tłumaczy: – Ja akurat byłam w tej szczęśliwej sytuacji, że miałam ciągłą styczność z gwarą pszczyńską, ale jestem w mniejszości.

S?la?ska mowa kojarzy sie? ludziom w Polsce z kabaretem albo filmami, w kto?rych go?rnicy godali. Tymczasem to bardzo z?ywa i pie?kna godka, kto?ra? posługuje sie? na co dzien? kilkaset tysie?cy ludzi.

Krzysztof uważa, że wyobrażenie o śląskiej mowie w Polsce jest straszne. Ludziom kojarzy się ona z kabaretem albo jakimiś filmami, gdzie górnicy godali. Tymczasem to bardzo żywa i piękna mowa, którą posługuje się na co dzień kilkaset tysięcy ludzi w Polsce! – A okrasza się ją, niestety, zwykle przaśnym folklorem, który młodych nie interesuje albo wręcz odstręcza – dodaje Klaudia.

Dlatego na stronę zaczęli wrzucać śląskie słowa, które wiążą się z różnymi życiowymi sytuacjami. Dodają do nich zawsze obrazek, dzięki czemu ludzie łatwiej słówka przyswajają. Obraz często też uruchamia jakieś wspomnienia. – Ostatnio daliśmy zdjęcie staruszki w brylach – mówi Krzysztof. Według niego, kiedy poznajesz słowo, poznajesz kulturę.

Początkowo ich projekt spotkał się z drwinami wielu internautów. – Ludzie pisali, że mówimy jak ich babcie. Ale jednocześnie znali te słowa, czasami nawet potrafili je wymówić.

Jednak w pewnym momencie nastąpiło przełamanie bariery wstydu. Okazało się, że śląską mowę znają nie tylko górnicy czy ludzie niewykształceni, ale też tak zwane elity. Że to nie jest jakaś gorsza odmiana języka, ale wspaniałe dziedzictwo.

A do tego żywe. – Często mamy burzliwe dyskusje wokół różnych słów, wynikające z tego, że gwary są różne w różnych regionach Śląska. Są formy akceptowane przez jednych i nie do przyjęcia przez innych. W jednej części Śląska mówi się na przykład „chachar", w innej „chachor". W Pszczynie mówi się i tak, i tak. Prawdziwy miszong – śmieje się Klaudia. A Krzysztof dodaje: – Potem zauważyliśmy, że jest mnóstwo ciekawych inicjatyw związanych w mową śląską, że ktoś śpiewa, pisze poezję. Zaczęliśmy o tym informować.

Godka wcia?z? sie? rozwija. Jedne słowa odchodza?, inne przychodza?. Gdy pojawiły sie? telefony komo?rkowe, wymys?lono s?la?ska? nazwe? urza?dzenia. To mobilnok.

Ostatnio ruszyli w teren z kamerą. Nagrywają sondy uliczne, pytając młodych ludzi o znaczenie różnych słów, jak „bina", „larmo", „halba", „szychta", „knefel", „łostuda". Mnóstwo jest przy tym śmiechu. Ludzie reagują bardzo pozytywnie. – Bo, jak się okazało, nie trzeba się spinać, można z humorem – cieszy się Krzysztof.

Ten humor wykorzystują przy produkcji gadżetów. Jest na przykład kubek z napisami „Fajrant", T-shirty z „grubiorzem", „rajculą", „grubą" i „szmaterlokiem", no i „taszka na maszkety".

– I „jezderkusie!" oczywiście – dodaje Klaudia. Po czym wyjaśnia: – Pomysł wziął się stąd, że brakowało nam fajnych rzeczy na prezenty, które byłyby ładne i śląskie, ale jednocześnie dalekie od cepelii i politycznego patriotyzmu, bo od polityki trzymamy się z dala. Ma być spontanicznie, lekko i przyjemnie. Gryfnie ma łączyć.

Mocka powinszowań (Deszcz komplementów)

I to się udaje, bo inicjatywa małżeństwa Rokselów zbiera pochlebne opinie ze wszystkich stron. – Gryfnie to jest megafajna rzecz – mówi Dominik Tokarski, właściciel popularnej klubokawiarni Kato w centrum Katowic, w której urzęduje lokalna hipsterka. – Inicjatywa pojawiła się razem z modą na regionalizm, na mówienie, że „my som stond". A kluczem do sukcesu okazało się, przełożenie tego na bardzo atrakcyjny język popkultury. Sam mam ich T-shirt „Grubiorz".

Jak twierdzi Łukasz Tura, dziennikarz lokalnego Radia eM, prowadzący program „Słownik śląski": – Gryfnie to bardzo dobrze zrobiony projekt. Promuje w sposób nowoczesny śląską mowę, która przez lata była dla wielu znakiem nieobycia. Klaudia i Krzysztof działają poprzez atrakcyjną formę. W Gryfnie śląska mowa, czyli coś, co jest kluczem do zrozumienia regionu, jest połączona ze współczesnym językiem i znakomitym wzornictwem. To wszystko składa się na naprawdę fantastyczny efekt.

Dominik Tokarski uważa, że śląska gwara stała się dla młodych fajną zajawką. Ludzie rozmawiając, wplatają nieustannie śląskie słowa i zwroty, co jest szczególnie zabawne dla osób przyjezdnych. Nigdy tu nie usłyszysz „wyrzuć do kosza", ino „wyciep na hasiok". Rosół je się z nudlami, a nie z makaronem.

– Gryfnie to niezwykle sympatyczna część ciekawego zjawiska kulturowego i estetycznego – zauważa Marek Zieliński, szef śląskiego festiwalu Ars Cameralis i dyrektor artystyczny Instytucji Kultury Katowice Miasto Ogrodów. – Być może jest to kolejny element buntu pokoleniowego. Ci młodzi ludzie nie chcą, żeby Śląsk kojarzył się z przaśnością. Chcą pokazać, że to miejsce nowoczesne, ale osadzone w bardzo mocnej tradycji.

Graczki z godkom (Zabawa z językiem)

Śląska godka wymyka się systematyzacji. Dlatego też moi rozmówcy nie używają sformułowania „język śląski". Mówią: „godka" lub „mowa", której nie ma w słownikach, bo kształtowana była zawsze przez miejsca, ludzi, rodzinę, zawód. O każdym słowie można rozmawiać godzinami.

– Ostatnio dyskutowaliśmy w programie o słowie „bebok", które oznacza ducha, demona, straszydło – mówi Łukasz Tura. – Bebok miał pomóc utrzymać dzieci w ryzach, często siedział w piwnicy, ale miał też licznych kuzynów, jak południce, które czaiły się na polu, albo utopce wciągające na bagnach zawianych mężczyzn wracających z karczmy do domu.

Nie zdajemy sobie sprawy, ile słów ma śląski rodowód. Na przykład „fajnie". Jedne słowa odchodzą, a inne przychodzą. Kiedy pojawiły się telefony komórkowe, trzeba było wymyślić śląski odpowiednik komórki i tak powstał „mobilnok". Albo słowo „klachy", czyli ploteczki. Jedna z moich rozmówczyń powiedziała, że razem z koleżanką postanowiły je zangielszczyć i wymyśliły „klaching". Ot, takie dowcipne zabawy z żywym językiem.

Bardzo żywo śląską mową zabawiło się Gryfnie podczas ostatnich Dni Województwa Śląskiego. Klaudię i Krzysztofa poproszono m.in. o przygotowanie śląskich opisów do zdjęć fotografa Radosława Kazimierczaka i biogramów do katalogu festiwalowego. Krzysztof się śmieje: – Klaudia jest chyba pierwszą osobą na świecie, która stworzyła po śląsku biogram Manu Chao. To była świetna przygoda.

Co dalij (Wielkie planowanie)

Na Śląsku działają oczywiście stowarzyszenia zajmujące się godką, jednak im nie udało się wkroczyć na scenę takim przebojem jak Gryfnie, które ma już zgromadzony spory kapitał. Co z nim zrobi? Jak twierdzi Klaudia: – Chcielibyśmy wydać nowoczesne czasopismo poświęcone śląskiej mowie, stworzyć grę dla dzieci, które bawiąc się, mogłyby uczyć się śląskich słów.

Rokselowie mają nadzieję, że popularność ich strony to nie moda. Chcieliby, żeby to był raczej początek czegoś trwalszego. Czegoś, co spowoduje, że młodzi znów zaczną posługiwać się godką, w której zaszyfrowana jest cała ich śląska kultura.

Słowniczek

– Jezderkusie! – krzyknie każda śląska mama, kiedy zobaczy syna z podbitym okiem.

Godka wciąż się rozwija. Jedne słowa odchodzą, inne przychodzą. Gdy pojawiły się telefony komórkowe, wymyślono śląską nazwę urządzenia. To mobilnok.

Żaden gorol nigdy nie wpadłby na to, że motyl po śląsku to szmaterlok.

Taszka na maszkety jest nieodzowna przy robieniu zakupów.

bina – scena

bryle – okulary

chachor – łobuz

fajrant – wolne po pracy

gizd – łobuziak

godka – mowa

gruba – kopalnia

grubiorz – górnik

gryfnie – ładnie, pięknie

halba – butelka wódki (półlitrówka)

jerona! – do diabła! (śląskie przekleństwo)

jezderkusie! – o rety!

knefel – guzik

larmo – hałas

łostuda – kłopot, problem

maszkety – specjały, słodycze

mieć ptoka – mieć bzika

(na punkcie czegoś)

miszong – galimatias

rajcula – wygadana dziewczyna

szmaterlok – motyl

szychta – dniówka

taszka – torba

Niy spokopisz Ślonska bez ślonskij godki. Cołki czas ludzie śmioli sie śnij i sie jom tympiło, a terozki je pokazywano i to fest gryfnie.*

*Kluczem do zrozumienia Śląska jest śląska mowa. Przez lata tępiona i wyśmiewana, wraca do łask, i to w bardzo atrakcyjnej formie.

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla