A w jaki sposób twoja kolekcja zaistniała międzynarodowo?
Gregor Różański, o którym wspomniałem, namówił mnie, abym przyłączył się do Independent Collectors. To portal społecznościowy, taki Facebook dla kolekcjonerów z całego świata. Należą do niego giganci jak Saatchi, Boros czy Dasha Zhukova, a jednak zainteresowanie moimi zbiorami było ogromne. A w 2011 r. dostałem wiadomość, że w rankingu nowojorskiego pisma „Modern Painters" moje zbiory znalazły się wśród 50 najlepszych kolekcji należących do ludzi przed pięćdziesiątką.
A w tym roku trafiłeś do „BMW Art Guide by Independent Collectors" – prestiżowego przewodnika po najciekawszych prywatnych kolekcjach sztuki współczesnej na świecie.
To jest coś w rodzaju przewodnika Michelin, tyle że po najlepszych kolekcjach świata, a nie po knajpach. Ponad 170 zbiorów z 40 krajów. Z Polski do tego wydawnictwa zakwalifikowały się dwie kolekcje – Grażyny Kulczyk i moja.
Mówiłeś, że chcesz edukować odbiorców, popularyzować sztukę. Ale czy w tym celu rzeczywiście musisz ją posiadać, wydawać oszczędności na prace, kupować dzieła? Może wystarczyłoby, żebyś pisał bloga, nagłaśniał artystów, którzy cię fascynują?
To zadanie krytyków, niech oni piszą blogi. Ja nie chcę się stawiać w pozycji tego rodzaju autorytetu. Moje gusta i wybory potwierdzam nabytkami do kolekcji. Tych decyzji nikt nie może podważyć, bo mają bardzo osobisty charakter, a ja kupując pracę do kolekcji, biorę pełną odpowiedzialność za swoje wybory.
Czy mógłbyś powiedzieć, o czym jest twoja kolekcja? Co mówi ten zbiór dzieł, który stworzyłeś?
To jest kolekcja oparta na wyrzeczeniach również w tym sensie, że nie chcę mieć „wszystkiego". To kolekcja oparta na bardzo subiektywnych, osobistych kryteriach. Jest kroniką towarzyską, pudełkiem z pamiątkami, moją prywatną podróżą po Polsce w poszukiwaniu ciekawej sztuki, wspomnieniem spotkań z artystami, rozmów, wystaw. Między pracami istnieje nić porozumienia, którą snułem przez wiele lat. Dramatyczne i radosne momenty w moim życiu – to wszystko jest w mojej kolekcji.
Grudzień 2012
Prognoza Michała Borowika
W 2013 r. Michał Borowik będzie miał oko na artystyczny eksperyment i zamierza kupować sztukę, której nie można dotknąć ani nawet zobaczyć, ale nie straci z pola widzenia najciekawszych młodych galerii z Warszawy i Krakowa.
– Szkoda, że ten artykuł pojawi się w druku już po Salonie Zimowym – mówi Michał Borowik. Salon to wyluzowane targi młodej sztuki; pierwszy raz odbyły się w 2011 r. W tym sezonie bierze w nich udział kilkanaście galerii z całej Polski (choć przeważają stołeczne), niezależne wydawnictwa i labele muzyczne. Od klasycznych targów Salon różni się tym, że nie jest nastawiony na wielkich kolekcjonerów, lecz – również pod względem cen – orientuje się na tzw. zwykłego odbiorcę. – W zeszłym roku zrobiłem tam świetne zakupy – cieszy się Borowik.
Michał radzi, żeby śledzić takie wydarzenia jak właśnie Salon czy Targi Taniej Sztuki (ostatnie odbyły się w Katowicach), na których sztuka spuszcza z tonu. Można tam kupić grafiki, fotografie i unikatowe obiekty oferowane w cenach obliczonych na kieszeń zjadaczy chleba powszedniego. Sam będzie też odwiedzał aukcje charytatywne – artyści, zarówno słynni, jak i nieznani, ale ciekawi, przekazują na projekty dobroczynne świetne prace, bo kiepskich przecież nie wypada – zauważa kolekcjoner. – A poza tym cel jest szczytny.
Michał nie zamierza przegapić projektów, które na przyszły rok przygotowują warszawskie Kolonie i krakowski New Roman, prowadzona przez kolektyw artystów offowa galeria, która – zdaniem kolekcjonera – wywołała świeży powiew w bezwietrznej atmosferze podwawelskiego grodu. Specjalną uwagę Michał poświęci warszawskiej Czułości. To również miejsce, za którym stoi społeczność artystów. – Czułość jest mi bliska ze względu na spontaniczność i ideę, która za nią stoi. To miejsce tworzone przez ludzi powiązanych nićmi koleżeństwa; w takiej atmosferze sztuka jest bardziej przystępna – twierdzi Michał.
Czułość zajmuje się fotografią. W 2013 r. Michał stawia właśnie na nią oraz na eksperyment. – Pozyskuję w tej chwili do kolekcji pracę Wojtka Blacharza, muzyka i kompozytora nominowanego do Paszportu „Polityki". To nie obiekt ani obraz, lecz kompozycja i instalacja dźwiękowa. Coraz bardziej interesują mnie takie efemeryczne i niematerialne prace – w 2013 r. będę szukał właśnie takiej sztuki.