Kiedy po pokonaniu alpejskich serpentyn dojeżdżamy do chaty Toniego, husky witają nas szczekaniem i charakterystycznym „śpiewem". Trudno ich głosy nazwać po prostu wyciem. Husky to psy urodzone do ciągnięcia sań po śniegu. Perspektywa biegania wyraźnie im się podoba. Właśnie zaczął padać śnieg, a oprószone nim psy nic sobie z tego nie robią. Na początku zaprzęgu będą biegły najbardziej doświadczone, tuż przy saniach – najsilniejsze.
Słońce na stoku
Gospodarz Anton Kuttner - marka Husky Toni jest znana w całych Alpach i Skandynawii, gdzie Anton regularnie bierze udział w wyścigach psich zaprzęgów – pokazuje, jak utrzymać się, stojąc na płozach sań, jak balansować na zakrętach i jak hamować. To ważne, bo psy lubią się ścigać i próbują wyprzedzać zaprzęgi maruderów. A wkoło śnieg po pas. Przy ostrym hamowaniu na zakręcie zsuwam się z płóz i wpadam w jakiś dołek. Trudno się wygrzebać, ale zabawa przednia... Największą jednak atrakcją regionu Silvretta Montafon w austriackim Vorarlbergu jest wyprawa Nova Exlusiv. Może w niej uczestniczyć tylko 80 osób, ale chętnych jest o wiele więcej. To propozycja dla zapalonych narciarzy, którzy chcą przywitać dzień wysoko w górach. Na początek przewodnik zarządza rozgrzewkę, zwykle lekceważoną przez większość narciarzy. Wymachy, rozciąganie od razu poprawiają samopoczucie i dobrze nastrajają do pierwszego zjazdu. Ale bardziej jeszcze cieszy wychodzące zza gór słońce. Hasło reklamowe „Zjazd przy wschodzie słońca" sprawdziło się. Na hasło przewodnika ruszam pierwszy. Chcę doświadczyć tego wyjątkowego uczucia, kiedy jedzie się po idealnie przygotowanym, gładkim jak stół stoku, a przede mną ani obok nie ma nikogo. Śnieg o tej porze dnia jest lekko zmrożony, a narty o ostrych jak brzytwa krawędziach niosą z zawrotną szybkością w dół.
Uczestnicy wyprawy rozpierzchli się po stokach, które nadal wydają się puste. Około dziewiątej meldujemy się na śniadanie w restauracji Nova Stoba, na wysokości 2010 m. Ze stacji pośredniej zjeżdżają pierwsi narciarze, którzy zaczęli dzień o normalnej porze. Nie wiedzą, co najlepsze, nie powitali słońca na dziewiczych trasach. Do południa zmieniamy trasy na stokach Nova i Valisera. Nie powtarza się żadna. Rozległe tereny, długie trasy zjazdowe i liczne wyciągi sprawiają, że narciarzy prawie nie widać.
Po południu przenosimy się na drugą stronę doliny Montafon, żeby doświadczyć zjazdu najdłuższą trasą w Vorarlbergu – Hochjoch Totale. Różnica poziomów wynosi 1700 metrów. Po tej stronie doliny odnosi się wrażenie jeszcze większej swobody i nieograniczonej przestrzeni. Może dlatego, że najwyższe szczyty położone są daleko, a nad nami tylko Hochjoch o wysokości 2520 m. Żałuję trochę, że nie spróbowałem zjazdu trasą Diabolo w sąsiednim ośrodku Golm. Nachylenie ścianek dochodzi tam do 70 proc. Ale czy dałbym radę?
Diabolo i kozice
Diabolo wymaga najwyższych umiejętności, za to w niedalekiej dolinie Brandnertal jeździć może każdy; przeważają tu trasy łatwe i średnio trudne. Główne ośrodki, Bürserberg i Brand, połączone są nową gondolą. Poprowadzone przez las trasy, łącznie 55 km, mają różne nachylenie i zmienną szerokość. Trudno się tu nudzić. Wyjeżdżamy kolejką i wyciągami na najwyższą górę Loischkopf. Na jej szczycie stoi nieruchomo kozica obserwująca narciarzy. Właściwie można by pomyśleć, że to pomnik. Ale wreszcie kozica rusza i znajduje swoją drogę wśród ośnieżonych skał.