Pana bohaterowie starają się zbliżyć do siebie. Ale tak naprawdę są bardzo samotni, opuszczeni przez najbliższych - dzieci, wnuków.
Od dawna chciałem nakręcić o tym film. Wlaściwie nosiłem go w sobie od wczesnej młodości. Pamiętam, jak odchodzili moi pradziadkowie. Byli coraz bardziej chorzy i niedołężni. A dziadkowie sprawiali wrażenie bezradnych. Stale zajęci własnym życiem, zabiegani i zapracowani, nie mieli dla rodziców czasu. Dzisiaj ten problem się pogłębia. W naszym społeczeństwie coraz więcej starszych ludzi nie ma kłopotów finansowych. Oni po prostu czują się wyalienowani i niepotrzebni. Dlatego w filmie pytają: a co było, gdybyśmy zamieszkali razem?
Rzadko zdarza się, by europejski reżyser zebrał w filmie taki zespół gwiazd z Jane Fondą, Geraldine Chaplin i Pierre'm Richardem na czele. Jak się to panu udało?
Sam się do dzisiaj dziwię, jak to było możliwe. Wysyłałem scenariusz ich agentom i nie wiem, jak to się stało, ale oni odpowiadali pozytywnie. Myślę, że podobał im się pomysł i temat, chcieli w tym filmie zagrać. A poza tym, byli chyba dla siebie nawzajem przynętą. Często znali się z ekranu, ale życie nigdy nie pozwoliło im się na dłużej spotkać. Dlatego mieli ochotę spędzić tych kilka tygodni razem. Problem tylko polegał na zsynchronizowaniu ich wolnego czasu. Kiedy już się udało, praca stała się wspaniałym doświadczeniem. Wie pani co mi sprawiło najwięcej satysfakcji? Codziennie obserwowałem, jak wielkim szacunkiem darzą się nawzajem, jaką radość czerpią z bycia razem. To fantastyczne pokolenie aktorskie.