Od płaczu wolę śmiech

Reżyser Stephane Robelin o filmie "Zamieszkajmy razem", francuskiej komedii i przyjemności pracy z aktorami starszego pokolenia z Jane Fondą na czele – opowiada Barbarze Hollender

Publikacja: 14.02.2013 19:00

"Zamieszkajmy razem"

"Zamieszkajmy razem"

Foto: Aurora Films

Nasze społeczeństwo starzeje się. Kino zaczyna odkrywać starych ludzi. Ale Haneke zrobił film ogromnie dramatyczny. Pan wybrał formę komedii. Dlaczego?

Stephane Robelin:

Od płaczu wolę śmiech. Nie chciałem widzów straszyć, próbuję ich raczej namówić do pomyślenia o tym problemie. Jestem zachwycony filmem Hanekego, ale to czysty realizm. A ja mam wrażenie, że ludzie potrzebują też czasem znaleźć się w świecie innym niż ten, w którym żyją na co dzień. Opowiedziałem o przyjaźni.

Pana bohaterowie starają się zbliżyć do siebie. Ale tak naprawdę są bardzo samotni, opuszczeni przez najbliższych - dzieci, wnuków.

Od dawna chciałem nakręcić o tym film. Wlaściwie nosiłem go w sobie od wczesnej młodości. Pamiętam, jak odchodzili moi pradziadkowie. Byli coraz bardziej chorzy i niedołężni. A dziadkowie sprawiali wrażenie bezradnych. Stale zajęci własnym życiem, zabiegani i zapracowani, nie mieli dla rodziców czasu. Dzisiaj ten problem się pogłębia. W naszym społeczeństwie coraz więcej starszych ludzi nie ma kłopotów finansowych. Oni po prostu czują się wyalienowani i niepotrzebni. Dlatego w filmie pytają: a co było, gdybyśmy zamieszkali razem?

Rzadko zdarza się, by europejski reżyser zebrał w filmie taki zespół gwiazd z Jane Fondą, Geraldine Chaplin i Pierre'm Richardem na czele. Jak się to panu udało?

Sam się do dzisiaj dziwię, jak to było możliwe. Wysyłałem scenariusz ich agentom i nie wiem, jak to się stało, ale oni odpowiadali pozytywnie. Myślę, że podobał im się pomysł i temat, chcieli w tym filmie zagrać. A poza tym, byli chyba dla siebie nawzajem przynętą. Często znali się z ekranu, ale życie nigdy nie pozwoliło im się na dłużej spotkać. Dlatego mieli ochotę spędzić tych kilka tygodni razem. Problem tylko polegał na zsynchronizowaniu ich wolnego czasu. Kiedy już się udało, praca stała się wspaniałym doświadczeniem. Wie pani co mi sprawiło najwięcej satysfakcji? Codziennie obserwowałem, jak wielkim szacunkiem darzą się nawzajem, jaką radość czerpią z bycia razem. To fantastyczne pokolenie aktorskie.

Francuskie komedie świetnie sobie ostatnio radzą w kinach. I to nie tylko francuskich. Czym pan ten sukces tłumaczy?

W latach 70. nasze komedie były bardzo popularne. Niebywałe kariery robił w nich Louis de Funes czy Pierre Richard. Ale to był czas, gdy w telewizorach nie było jeszcze 150 kanałów, nie było Skype'a, internetu, portali społecznościowych.

Ludzie chodzili do kina, chcieli się razem śmiać. W latach 80. i 90. przyszedł czas kina intelektualnego. Dzisiaj znów obserwujemy powrót komedii. Ale innych. Już nie burleski. Raczej filmów, które w lżejszy sposób podejmują tematy ważkie społecznie. Takie jak starość czy niepełnosprawność. Może one po prostu pomagają rozładować napięcie? Bez wielkich słów mówią coś istotnego o nas samych i naszych czasach.

Rozmawiała Barbara Hollender

Zwiastun filmu "Zamieszkajmy razem"

Nasze społeczeństwo starzeje się. Kino zaczyna odkrywać starych ludzi. Ale Haneke zrobił film ogromnie dramatyczny. Pan wybrał formę komedii. Dlaczego?

Stephane Robelin:

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Kultura
Podcast „Rzecz o książkach”: Rebecca Makkai o słodko-gorzkim dzieciństwie w Ameryce
Kultura
Nowy stary dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie
Kultura
Sezon kultury 2025 w Polsce i Rumunii
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Kultura
Bestsellery Empiku: Sapkowski i „Wiedźmin" zwyciężają szósty raz, Dawid Podsiadło - siódmy
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”