ILOVEGDN

Miasto wolności. Polskie okno na świat. Tu wybuchła II wojna światowa i zatrząsł się w posadach komunizm. Co takiego jest w Gdańsku, że tak kondensuje wydarzenia współczesnej historii? Więcej jodu w powietrzu, więcej niezależności w myśleniu?

Publikacja: 06.07.2013 01:01

z archiwum urzędu miasta w gdańsku

z archiwum urzędu miasta w gdańsku

Foto: z archiwum Urzędu Miasta w Gdańsku

Artykuł pochodzi z tygodnika "Przekrój"

Dźwigi stoczni górują nad panoramą centrum, nad gdańską starówką, bez wątpienia jedną z najpiękniejszych w Polsce. Tych malowniczych żurawi mogło już nie być, bo teren stoczni został sprywatyzowany pod koniec XX w. Obecnie tylko częściowo należy do miasta, które buduje tu Europejskie Centrum Solidarności, a także ma plany przeprowadzenia nowej drogi.Większa część jest w rękach kilku deweloperów (BPTO, Drewnica, Synergia, TK Development), którzy przedstawili już plan nowego zagospodarowania przestrzeni. W przyszłości powstanie tu osiedle apartamentowców i biurowców oraz galeria handlowa. Część dawnych zabudowań stoczni pozostanie, część jest wyburzana. Ale dźwigi – symbol miasta – przetrwają. Dzięki protestowi gdańszczan, którzy skrzyknęli się m.in. na Facebooku w grupie „Nie dla burzenia Stoczni", miasto zrobiło specjalną ankietę, a następnie postanowiło ocalić 15 z 22 istniejących dźwigów (jeszcze w 2011 r. było ich 29) i zobowiązało się do pokrycia kosztów konserwacji. Warto zwiedzić stocznię, póki jeszcze istnieje, a można to zrobić z dwóch perspektyw: solidarnościowej lub kobiecej.

Stocznia jest kobietą

Od dwóch lat w stoczni działa Metropolitanka, czyli pomorski projekt herstoryczny, tworzony pod egidą gdańskiego Instytutu Kultury Miejskiej. Grupa dziewczyn, animatorek kultury i społeczniczek, skrzyknęła się, by zbierać opowieści o kobietach z terenu Trójmiasta i okolic. Odczytują na nowo dzieje tego obszaru z kobiecej perspektywy, poszukują żeńskich wątków w dobrze już znanych historiach Gdańska, Sopotu i Gdyni. Metropolitanki oprowadzają po stoczni, barwnie i niestandardowo opowiadają o historii tego miejsca przez pryzmat kobiet, które tu pracowały. A było ich niemało, bo kiedyś Stocznia Gdańska była jednym z największych zakładów pracy na Pomorzu. Zatrudniała 17 tys. osób, a kobiety stanowiły nawet 1/3 załogi i pełniły w zasadzie te same funkcje, co mężczyźni: były suwnicowymi, spawaczkami, laborantkami.

Wiele z nich zaangażowało się w działalność opozycyjną i rozprowadzanie na terenie stoczni nielegalnych pism i ulotek. Zwolnienie Anny Walentynowicz doprowadziło do wybuchu strajku w 1980 r., którego zwieńczeniem było podpisanie gdańskich Porozumień Sierpniowych. Teren stoczni można zwiedzać tropem działaczek „Solidarności", pracownic stoczni lub artystek tworzących na jej terenie. Przewodniczki opowiadają m.in. o tym, jak kobiety podtrzymały strajk w stoczni przez zatrzymanie wychodzącej z zakładu załogi, kto przekazał pierwsze informacje o proteście do Radia Wolna Europa i jakich represji doświadczały kobiety zaangażowane w opozycję demokratyczną. Ale to nie wszystko. Zwiedzający dowiadują się także, która artystka uczyła się spawać od stoczniowców, a która malowała tutaj jachty, gdzie mieściło się stoczniowe kino oraz hala sportowo-widowiskowa, w której odbywały się pierwsze sopockie (sic!) festiwale.

Spacery obfitują głównie w społeczno-kulturalne ciekawostki, ale Metropolitanki poruszają też trudne tematy: m.in. opowiadają o różnicach w zatrudnianiu kobiet i mężczyzn, co w dzisiejszym języku nazwalibyśmy dyskryminacją, czy o napastowaniu seksualnym w zakładzie. Spośród tych trudnych opowieści najbardziej wstrząsająca jest historia gwałtu, do którego doszło na wydziale W2 „rurarzy". Wskutek gwałtu urodziło się dziecko, na które stocznia płaciła alimenty.

Informacje o terminach i zapisach na www.metropolitanka.ikm.gda.pl

Ogórkiem dopłynąć do Wyspy

Równie atrakcyjną opcję zapoznania z historią stoczni proponuje Subiektywna Linia Autobusowa (www.subiektywnalinia.pl). Pasażerowie wyruszają w podróż starym Jelczem 043, czyli klimatycznym czerwonym „ogórkiem", pod opieką stoczniowca, który brał udział w sierpniowych strajkach. Dzięki temu 33 uczestników wycieczki poznaje z pierwszych ust historię zdarzeń, które większość z nas zna jedynie z telewizji. Przewodnik z dumą prezentuje swoje zdjęcia z Lechem, warsztat, w którym pracował Wałęsa, a także Halę U-Bootów, w której powstawały niegdyś elementy hitlerowskich okrętów podwodnych, pochylnie i hale produkcyjne. Krótkie przystanki, podczas których pasażerowie opuszczają pokład „ogórka", pozwalają wczuć się w niepowtarzalną atmosferę tych miejsc.

Dłużej należy wizytować Instytut Sztuki Wyspa (www.wyspa.art.pl), prężnie działającą od początku lat 80. gdańską galerię. Jej historia rozpoczęła się na wyspie Spichrzów, dziś prowadzona przez Anetę Szyłak i Grzegorza Klamana działa w jednym z postoczniowych budynków. Do 6 października potrwa tutaj Alternativa 2013, czyli – według określenia Szyłak – antyfestiwal sztuki, który poza działaniami edukacyjnymi i publicystycznymi prezentuje wystawę „Do jutra! Ideologie przestrzeni miasta i taktyki jego zamieszkania". Punktem wyjścia są materiały historyczne, twórcy pokazują zaś źródła problemów w myśleniu o Gdańsku. Zadają pytania o różnicę między „byciem" a „życiem" w mieście, o adaptację jego przestrzeni do potrzeb mieszkańców. Pytania adekwatne do aktualnych problemów stoczni zadawane w jej kontekście nabierają dodatkowych rumieńców.

W tym samym budynku co Instytut Sztuki Wyspa mieści się też Buffet, bar i klub. Wyjątkowy klimat tworzą tu zabytkowe industrialne wrota, ogromne żyrandole i kinkiety, a także galeria zdjęć starych, robociarskich bufetów wyeksponowana na ścianach i megagrafika grupy Twożywo pt. „Bezsens i Hegemonia Pracy".

Bunkier, jesiotr i goldwasser

W stoczni przyjemnie się imprezuje, hałas nikomu tu nie przeszkadza. Przed Bramą nr 2 działa od kilku miesięcy klub Wydział Remontowy, a na placu Solidarności nocą napotkacie tłumy ludzi. Jeśli zaś lubicie nowoczesność w historycznych dekoracjach, warto sprawdzić też klubogalerię Bunkier, która rozpoczęła działalność 22 czerwca i ma zamiar serwować wydarzenia kulturalno-muzyczne w specjalnie zaadaptowanym 6-kondygnacyjnym bunkrze, zbudowanym pod koniec wojny przez niemieckich więźniów z obozu karnego SS w Maćkowych (ul. Olejarna 3, www.facebook.com/Bunkierclub).

Po intensywnym zwiedzaniu czy imprezowaniu czas coś przekąsić. Gdańsk ma wiele restauracji, ale szczególnie polecamy Metamorfozę przy ul. Szerokiej, która łączy nowoczesne podejście do kuchni z wykorzystaniem lokalnych produktów, czyli przede wszystkim ryb (śledź, sieja, jesiotr). One stanowią trzon tutejszego menu, ale można zjeść także pęczak z grzybami leśnymi, żur z czarnego bzu, grasicę cielęcą z kiszonymi liśćmi czereśni, kapłona z jajkiem zielononóżki czy łosia z białą czekoladą i świerkiem. Do tego restauracja proponuje nalewki regionalne, goldwasser albo dobre wino. Justyna Zdunek, właścicielka Metamorfozy, działa tak samo jak osobiste kucharki Mitteranda: wyszukuje najlepsze produkty w okolicznych gospodarstwach, a dodatkowo wspiera rybaków, pomagając zarybiać stawy wokół Trójmiasta.

Wałęsa, Miłosz i kod binarny

Gdy już odzyskamy siły, warto wyruszyć na Zaspę. Tu, na monumentalnym blokowisku, w latach 80. mieszkał Lech Wałęsa, a pod jego balkonem zbierali się zwolennicy „Solidarności". Tu w 1987 r. milionowy tłum wziął udział w mszy odprawionej przez polskiego papieża. Dziś śladem tych historii są murale na ścianach wielopiętrowych bloków, czyli Kolekcja Malarstwa Monumentalnego (www.monumentalart.eu). Kuratorem przedsięwzięcia jest gdański malarz i animator kultury Piotr Szwabe, który każdego lata zaprasza do Gdańska znanych artystów streetartowych z Polski i świata, oferuje im kolejne wolne ściany do zamalowania. Pierwsze murale powstały w 2009 r., dziś jest ich już 38. Spacerując wśród bloków, znajdziecie rozpikselowanego Wałęsę (trzeba zmrużyć oczy, żeby jego rysy nabrały ostrości), jest Czesław Miłosz w otoczeniu stoczniowców (warto zwrócić uwagę na przedmiot, który poeta podaje Wałęsie), ale też lewitującą zwierzynę, rakietę kosmiczną i kod binarny, w którym zaszyfrowano cytat z „622 upadków Bunga" Witkacego.

Oprócz uznanych streetartowych artystów, takich jak Prozac, Ekta czy Mateusz Waras, hektolitry farb na blokowe ściany wylewają też uczniowie Gdańskiej Szkoły Muralu (www.gdnaskaszkolamuralu.blogspot.com), prowadzonej przez Rafała Roskowińskiego i dr. Jacka Zdybla. Powstawaniu murali towarzyszą wydarzenia artystyczno-kulturalne, akcje i pikniki, jak np. „Chopin na blokowisku" z plenerowym koncertem muzyki Chopina z udziałem carillonu mobilnego. Albo „Noc Murali", czyli nocne zwiedzanie Kolekcji w towarzystwie Lokalnych Przewodników. Warto umówić się z nimi na spacer po Zaspie, bo fachowe towarzystwo pomoże odkryć wszystkie historyczne konteksty i smaczki dzieł.

Hashtag Gdańsk

Warta uwagi jest strategia promocyjna miasta, które docenia siłę Internetu i prężnie działa w cyfrowej przestrzeni. – Gdańsk jako marka nie może stać w miejscu, chce iść z duchem czasu – mówi Ewa Salamon, urzędniczka z Referatu Wizerunku Miasta, która koordynuje działania na gdańskim Facebooku, Twitterze, Foursquarze, Instagramie i Pintereście, gdzie coraz bardziej popularne stają się hashtagi #gdansk i #ilovegdn. Wolność i ciągły rozwój są wpisane naturalnie w środowisko Internetu: blogosferę i social media. Dzięki konsekwentnej pracy Gdańsk zyskał cichy tytuł „stolicy blogerów". Wszystko za sprawą organizacji największego ogólnopolskiego święta tego środowiska, czyli Blog Forum Gdańsk, a także dzięki przygotowywaniu tematycznych i indywidualnych wizyt studyjnych dla blogerów i utrzymywaniu bieżącego kontaktu z tą bardzo ważną współczesną grupą liderów opinii. – Teraz latem bedą to kolonie blogerskie (www.morskaferajna.pl) – dodaje Anna Zbierska, dyrektor Biura Prezydenta ds. Promocji Miasta. – Wspieramy również takie inicjatywy jak InfoShare czy Social Media Convent. Takie działania procentują i już teraz widzimy, że Gdańsk w oczach wielu odmłodniał, zyskując coraz szerszą grupę internetowych ambasadorów.

A my tylko przypominamy, żebyście podczas zwiedzania Gdańska nie zapomnieli przypadkiem o morzu. Niezmiennie pierwszoplanowej atrakcji Gdańska.

Artykuł pochodzi z tygodnika "Przekrój"

Dźwigi stoczni górują nad panoramą centrum, nad gdańską starówką, bez wątpienia jedną z najpiękniejszych w Polsce. Tych malowniczych żurawi mogło już nie być, bo teren stoczni został sprywatyzowany pod koniec XX w. Obecnie tylko częściowo należy do miasta, które buduje tu Europejskie Centrum Solidarności, a także ma plany przeprowadzenia nowej drogi.Większa część jest w rękach kilku deweloperów (BPTO, Drewnica, Synergia, TK Development), którzy przedstawili już plan nowego zagospodarowania przestrzeni. W przyszłości powstanie tu osiedle apartamentowców i biurowców oraz galeria handlowa. Część dawnych zabudowań stoczni pozostanie, część jest wyburzana. Ale dźwigi – symbol miasta – przetrwają. Dzięki protestowi gdańszczan, którzy skrzyknęli się m.in. na Facebooku w grupie „Nie dla burzenia Stoczni", miasto zrobiło specjalną ankietę, a następnie postanowiło ocalić 15 z 22 istniejących dźwigów (jeszcze w 2011 r. było ich 29) i zobowiązało się do pokrycia kosztów konserwacji. Warto zwiedzić stocznię, póki jeszcze istnieje, a można to zrobić z dwóch perspektyw: solidarnościowej lub kobiecej.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"