Rzewnie i spontanicznie, żałobnie i wzruszeniowo, niepowstrzymane potoki łez mi się polały, a zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, nie tylko mnie chusteczek zabrakło, w ciszę na sali zaczęły się wdzierać aleatoryczne przedęcia pełnych nosów; jakby na widowni każdy się zmagał z nagłym przypływem wzruszenia i czekał na przyzwolenie, a kiedy już pierwsze smarknięcia dało się wysłyszeć, kiedy już szlochacz-sygnalista dał znak, można było oddać się zbiorowemu afektowi – mówię wam, kino zaczęło tryskać łzami jak jeden wąż (ogrodowy).