Przyznam szczerze, że ja też byłem adresatem podobnych pytań i wykrzykników. Z wiekiem zaś, zwłaszcza gdy zacząłem używać komputera, styl mojego pisma jeszcze bardziej zasługuje na miano „brudnopisu". Zasługuje, ale w starym tego słowa znaczeniu, ponieważ dziś nabrało ono nowego, całkiem zaskakującego.
Byłem świadkiem rozmowy, w której bramkarz, czyli ochroniarz, eleganckiej restauracji powiedział z wysokości swojego majestatu: „Z brudnopisami nie wpuszczamy". Siłą odruchu i przyzwyczajenia jeszcze z czasów szkolnych starałem się znaleźć choćby jednego ucznia z zeszytem z zabazgranymi stronami. Zobaczyłem jednak tylko kibica stołecznego klubu.
Szczerze mówiąc, nie wiem, kiedy ostatni raz widział on zeszyt szkolny.
Gdy odszedł, mrucząc pod nosem: „Ja tu jeszcze wrócę", nie wytrzymałam i zapytałem ochroniarza, o jaki brudnopis mu chodzi. „O te tatuaże!" – odparł.
Zdziwiłem się, że tatuaże nazywa się brudnopisami, tym bardziej że czasy subkultury więziennej, z jakimi wiązały się kiedyś – minęły dawno temu. Tatuaż stał się nawet przejawem elegancji. Widocznie jednak ów kibic miał zbyt wiele „brudnopisów". Może któryś z nich był niecenzuralny. Kiedyś stawiano za nie dwóje, teraz nie wpuszczają do przybytków konsumpcji.