Festiwal wenecki walczy o swoją pozycję. Ta najstarsza międzynarodowa impreza filmowa świata odbywa się w tym roku po raz 71. Wymieniana jest razem z Berlinem i Cannes, ale ma poważnego konkurenta. W ostatnich dniach, jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu, weneckie Lido wyraźnie pustoszeje. Część fotoreporterów i krytyków odlatuje za ocean, do Toronto, gdzie zjawiają się największe gwiazdy amerykańskiego kina.
Jak zatem broni się Wenecja? – Pozostajemy wierni tradycji, a jednocześnie staramy się iść za nowoczesnością – mówi szef weneckiego Biennale Paolo Baratta.
Obrona przed komercją
Najważniejsza jest budowana tutaj przez lata atmosfera sprzyjająca intelektualnemu fermentowi.
– W latach 60. nikt się nie przejmował, że młody Bob Dylan nie zarabiał milionów – dodaje dyrektor festiwalu w Wenecji Alberto Barberra. – Nie mówiło się też o wpływach z filmów, tylko o ich jakości. Dziś, gdy na rynku jest mniej pieniędzy i z każdym rokiem powstaje mniej filmów, box office wpływa na wiele decyzji, od koncepcji dzieła aż do jego dystrybucji. W tej sytuacji festiwale pozostają jednym z nielicznych miejsc, gdzie nie dominuje logika działań nastawionych jedynie na zysk.