Nowy album Iron Maiden

„The Book of Souls" to pierwszy w dorobku Iron Maiden podwójny album. Bez wielkich przebojów.

Publikacja: 15.09.2015 18:35

Iron Maiden, "The Book Of Souls", Warner Music, CD, 2015

Iron Maiden, "The Book Of Souls", Warner Music, CD, 2015

Foto: Rzeczpospolita

Heavymetalowy sekstet to dziś zdecydowanie więcej niż zespół. To koncern rozrywkowy, który realizuje swoje ambitne plany na wszystkich możliwych polach. Ten album stał się okazją do premiery nowej gry komputerowej.

Trasa koncertowa to rutyna, ale nie każdy zespół podróżuje po świecie własnym samolotem pilotowanym przez wokalistę. Bruce Dickinson posiada odpowiednie uprawnienia i Boeing 747 Ed Force One z podobizną maskotki Iron Maiden dotrze tym razem również aż do Chin.

Zanim ukazał się album, fani mogli kupić wspomianą grę, która jest związana z teledyskiem nakręconym do pierwszego singla „Speed of Light". Clip na YouTube został już odtworzony ponad 5 mln razy, a jest to jednocześnie klucz do nowych nagrań.

Poprzednia płyta Iron Maiden „The Final Frontier" z 2010 roku promowała się piosenką „El Dorado", która otrzymała Grammy. Teraz Eddie również grasuje w Ameryce Środkowej. Jego celem jest pokonanie wszystkich możliwych wrogów, w tym sobowtóra i kościstego dinozaura, oraz dotarcie na szczyt azteckiego ołtarza.

Tam czekają na niego cztery wyżłobione zagłębienia, do których składa trzy serca. Czwarte wyrywa ze swojej klatki piersiowej – taki to z niego ofiarny potwór. Teledysk ma zaskakujący, podwójny finał. W drugim oglądamy Eddiego, który w podejrzanej spelunie zakończył pomyślnie grę, uzyskując najlepszy, maksymalny wynik... 666 666 punktów.

Muzyka Iron Maiden nie zaskakuje. To wciąż ten sam, znany od lat i sprawdzony heavy metal, oparty na podniosłych, chciałoby się powiedzieć: barokowych i operowych, motywach. Bohaterami tekstów są potwory i nadprzyrodzone byty, które walczą o nieśmiertelność.

Niektórym może się wydać zabawne, że 60-letni faceci bawią się jak dzieci w pokój pełen duchów i w dodatku znajdują odbiorców w swoim wieku. Ale kluczem do nieprzemijającego powodzenia jest to, że Iron Maiden znajduje coraz młodszych fanów, a przyciąga ich aura niesamowitości przełożona na współczesny język komputerowych gier.

Z takim sukcesem trudno dyskutować, można jednak zauważyć, że Dickinsonowi łatwiej dziś przychodzi pilotowanie samolotu niż lekki śpiew, który staje się coraz bardziej gardłowy.

Płyta trwa 90 minut, ale brakuje ewidentnych przebojów. „Speed of Light" jest bezsprzecznie słabsze od poprzednich singli. Jednocześnie poziom kompozycji jest wyrównany.

Wrażenie robi 13-minutowe „The Red and the Black". Pojawiają się ciężej brzmiące niż zazwyczaj gitarowe riffy oraz epicki rozmach w lżejszym tonie. Dobrze wypada „When the Rivers Deep Down". Piosenka tytułowa rozpoczyna się od partii gitary akustycznej, która przechodzi w podniosły, epicki motyw.

Po tym wszystkim pojawia się jednak zaskoczenie . To finałowe „Empire of Clouds". Nikt, kto usłyszałby uwerturę rozpisaną na fortepian i kwartet skrzypcowy, nie rozpoznałby Iron Maiden. Potem zaś następuje 18 minut muzyki, jaka mogłaby się znaleźć w dorobku Jethro Tull.

Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla