– W moim życiu matka była jedną z najważniejszych postaci – mówił w Cannes. – Do dziesiątego roku życia byłem stale otoczony kobietami. Mama zabierała mnie często nad rzekę, gdzie z sąsiadkami prały bieliznę albo na cmentarz, gdzie porządkowały groby. Stale słuchałem ich rozmów. Plotkowały, kto się z kim ożenił, która dziewczyna zaszła w ciążę, kto pojechał szukać szczęścia w wielkim mieście. To one nauczyły mnie, czym jest życie i jak walczyć o przetrwanie.
Rodzinne tajemnice
We „Wszystko o mojej matce" i „Volver" matki były osobami silnymi. Spajały rodzinę, dodawały sił dzieciom. W „Juliecie" Almodóvar po raz pierwszy portretuje matkę niedającą sobie rady z życiem. Opowiada o przemilczeniu, które w rodzinie może zranić bardziej niż najtrudniejsza prawda.
Julieta nie powie dziewięcioletniej córce, że jej ojciec wypłynął w morze po sprzeczce, jaką mieli z powodu jego zdrady. Sama też długo nie dowie się prawdy o tamtym dniu. Zresztą w tej rodzinie każdy coś ukrywał. Mąż, gosposia, wieloletnia przyjaciółka męża.
Almodóvar mówi o poczuciu winy, czasem prawdziwym, czasem wyimaginowanym, które rodzi się z niedopowiedzeń. I o obcości ludzi najbliższych. Wracając do wydarzeń sprzed lat, Julieta zrozumie, że niewiele o swojej córce wiedziała. Jak bardzo samotna musiała czuć się Antia, że mogła nią zawładnąć sekta religijna? I co się stało potem, że choć wyzwoliła się spod jej wpływu i założyła własną rodzinę, nigdy nie wróciła do matki?
Julieta zdaje sobie sprawę, że nie da się odciąć od przeszłości, bo nierozliczona wraca jak bumerang. – Przypomina osobę, jaką ja sam jestem dzisiaj – wyznał Almodóvar. – Przeszedłem operacje kręgosłupa, nacierpiałem się, a potem rzuciłem się w wir pracy. Ale nie jestem tamtym dzikim facetem, do którego należał świat. Mam coraz więcej wątpliwości i niepewności. A tym, którzy uważają, że dojrzałość jest wspaniała, powiem słowami Philipa Rotha: „Starość to nie choroba, to masakra".
Magia i rzemiosło
„Julieta" – jeden z najprościej opowiedzianych filmów Almodóvara – niektórych widzów rozczaruje. Hiszpan często balansował na granicy kiczu, ale nigdy tej granicy nie przekraczał. Jego filmy były pełne magii. W „Juliecie" jej zabrakło. Zostało jednak świetne rzemiosło. Wzruszenie, którego hiszpański mistrz się nie boi. Sporo prawdy o życiu. I to, co od jakiegoś czasu najbardziej w filmach Almodóvara porywa: wielkie serce.