Stuminutowy niemiecki dokument opowiada o długiej karierze niemieckich legend hard rocka, która rozpoczęła się w końca 1965 roku i przetrwała wiele dziejowych zawirowań. Twórcy filmu towarzyszyli Scorpionsom w półtorarocznej trasie „Final Sting”, która w zamierzeniu miała być trasą pożegnalną. Seniorzy, czyli najstarsi członkowie zespołu, nie czują się jednak seniorami i mówią, ze świat w ich oczach się nie zmienił.
Jako jeden z pierwszych zespołów rockowych Scorpionsi grali wszędzie, gdzie dało się podłączyć sprzęt – także w egzotycznych zakątkach Azji. Pierwsza trasę do Japonii odbyli w 1978 roku, a widzowie zobaczą jej filmowe fragmenty. W 1979 roku po raz pierwszy pojechali do USA.
Byli też w ZSRR przed pieriestrojką – trasa przewidywała 21 miast, dotarli nawet do brzegów zimnego jeziora Bajkał, w którym się wykąpali – co zarejestrowała kamera. Kiedy wydali rosyjską wersję „Wind of Change”, zaprosił ich do Moskwy Michaił Gorbaczow. I bardzo się tym stresowali – jak wspominają. Występowali też z Berlińskimi Filharmonikami, choć obawiali się, czy podołają temu zadaniu. Podołali.
Za głównego inżyniera kapeli i jej wizjonera uważany jest Rudolf Schenker. – Jak medytuje – nie wolno mu przeszkadzać, bo wtedy traci wątek – ujawniają koledzy z zespołu.
Marzyli o występie w paryskiej hali Bercy mieszczącej 19,5 tys. widzów. Bilety zostały wyprzedane, a gdy spełnienie było na wyciągnięcie ręki, dzień przed koncertem musieli odwołać występ, bo rozchorował się Klaus Meine, wokalista. A takie sytuacje, kiedy to koncert zdarzyły się w czasie całej ich kariery tylko trzykrotnie.